Nasze pisklę , potocznie zwane Potomkiem, od jakiegoś czasu ciągane jest przez Matkę po wielorakich specjalistach i miejscach. Testujemy wiele rzeczy szukając najfajniejszego sposobu na wspomaganie rozwoju naszego dzielnego dwulatka.
Bardzo wiele dała nam dieta. Poważnie! I gdybym nie doświadczyła tego na własnej ( a tak na prawdę Potomkowej) skórze, to nigdy bym nie uwierzyła, jak ogromny wpływ na rozwój dziecka ma sposób jego odżywiania. Ale informacjami dotyczącymi tejże sfery uraczę Was innym razem :)
Dziś chciałabym opisać w jaki sposób ćwiczymy z Potomkiem w domu.
Pokaże tylko część ćwiczeń, ale mam cichą nadzieję, że czas pozwoli mi na pokazanie wszystkiego tego, co tu wyczyniamy :)
Pierwszą zabawą, którą od początku Potomek bardzo lubił jest ćwiczenie korygujące zaburzenia integracji sensorycznej, z którymi mamy lekki problem. Potomek nie używa równomiernie lewej i prawej ręki, posiłkuje się zazwyczaj tylko jedną, do tego posiada nadal symptomy wzmożonego napięcia mięśniowego, mamy też problem z chodzeniem na palcach wynikającym ze zbytniego pobudzenia i emocji. Zatem aby gościa "dostymulować" trzeba wykonywać pewne ćwiczenia. Bardzo fajnie sprawdza się w naszym wypadku zabawa przedmiotami o różnych fakturach, np kolczaste piłeczki, albo chodzenie po grochu czy fasoli ( u pani logopedy Potomek chodzi po specjalnych matach, ale w domu ich nie mamy). Kiedyś Wam pokażę , jak to robimy w naszym gnieździe, ale póki co zobaczcie jak ciekawie poprzez zabawę możemy ćwiczyć paluszki naszych maluchów. Każdy ma w domu chyba spinacze i foremkę czy pudełko , do którego można je przyczepiać ( można też użyć do tego zawieszonego sznurka).
Za każdym razem nie obywa się bez szkód :)
A potem sprzątanie, czyli odczepianie spinaczy z foremki i wrzucanie ich do środka.
Dziś do południa bawiliśmy się także zwykłą ciastoliną. U nas to jest zabawa No1. Nic chyba nie zajmuje Potomka tak długo jak lepienie ciastek z Play Doh. :) A serce Matki cieszy się ogromnie, bowiem ową ciastoliną również ćwiczymy sensomotorykę, ugniatając ją, wyjmując małymi paluszkami z pudełek,
......używając dwóch rączek jednocześnie do wykonania ciastek.
..potem robimy rulonowe ubranko dla naszego tekturowego ludka :)...
....a potem miętosimy ciastolinę w dłoniach ....
i stopach.... <why not ??! :) o nie też dbamy .
Na koniec sprzątamy :
..... szukamy kolorystycznie pasujących do siebie elementów....
(dobieramy kolor ciastoliny do koloru wieczka na hasło "taki sam")
Biedny , nawet nie wie jak bardzo w czasie tego ćwiczenia działa na swoją korzyść :) Ale na prawdę bardzo to lubi, bo to dzieć , który uwielbia splendor i pochwały, a za każde dobre dopasowanie kolorystyczne dostaje mnóóóóstwo dobrych słów , braw i uśmiechów :)
..dalszy ciąg porządków...
<cudownie, że mogę się już tak wyręczać swoim dwulatkiem :) >
W czasie zabawy poznajemy nowe faktury <szorstkie> :
sprawdzamy do czego jeszcze może służyć rura do odkurzacza, przy okazji ćwicząc równowagę....
A tak na prawdę, to cała ta zabawa kończy się zawsze w ten sam sposób :)
Pozostawieniem broni na placu boju :
z podtekstem : "Weź se matka sama sprzątaj!"
Ciao ! :)
widzę znajome spinacze :D tyle, że u nas WSZYSTKIE (!) już w koszu bo zakończyły w podobny sposób swój żywot ;)
OdpowiedzUsuń:) znam ten ból, kupuję cyklicznie raz w miesiącu nową paczkę :)
OdpowiedzUsuń