piątek, 27 czerwca 2014

Ładnie żarło i .. zdechło.

Zachowanie Potomka z dnia na dzień było coraz lepsze, piszę tutaj o zachowaniu dziecka, które jest chore na kandydozę. Mam na myśli takie kwestie jak nadmierne pobudzenie, rozdrażnienie, ciąg do słodkiego, białego pieczywa, mleka. Powoli, powoli zaczęło to wszystko zanikać i matka aż klaskała uszami ze szczęścia. Tak ładnie żarło, no i zdechło....Bowiem w piątek wieczorem u Potomiastego pojawiła się temperatura. Jaka? Nie wiem. Byliśmy u Babci i nie mieli odpowiedniego termometru. Nie miałam też leków, więc zbijałam w nocy gorączkę okładami i mokrymi skarpetami zakładanymi na nóżki. Swoją drogą polecam. Rewelka, nigdy nie próbowałam, bo zawsze miałam pod ręką Nurofen :) Jest to uciążliwe, bo nocka z głowy, ale wystarczyła godzina i temperatura poszła w siną dal.
W sobotę Ojciec Potomka przywiózł termometr, ja zakupiłam też leki. Niby te wszystkie nurofeno-ibumy nie mają czystego cukru w składzie, ale były tam takie składniki o których nie miałam pojęcia - i pani w aptece chyba też nie , bo gdy pytałam "A to co znaczy?" odpowiadała :"hmm.. to chyba nie cukier" :)

W każdym razie, gdy temperatura przekroczyła 38 stopni lub gdy przy stanie podgorączkowym Potomek był dętką podawałam lek. Mogłam zbijać skarpetami, no mogłam. Ale uznałam, że ibuprofen jest przeciwzapalny, zatem w naszym przypadku z pewnością nie zaszkodzi. W sumie podałam dwie dawki. Niedziela była już dla nas i poza wisielczym humorem i brakiem apetytu nic Potomkowi nie dolegało. Od poniedziałku, gdy apetyt był większy , futrowałam go kaszą jaglaną, cynamonem, olejem kokosowym, cebulą i czosnkiem plus ksylitol i olejek z oregano dla zabicia ewentualnego wzrostu grzyba, co przy lekach z niewiadomym składem i marnym jedzeniu było raczej pewne, że nastąpi.

Tak ładnie żarło i.... no zdechło. Zdechło jak cholera, bo w środę po południu zaczął koleś pokasływać. <mur> <mur> <mur>, a w nocy pokazywał, że go boli gardło.... 3 dni przerwy, ciszy przed burzą, nie wiadomo skąd przyszło, niby szybko poszło, i na jasną cholerę zawróciło ? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdyby zapadł wyrok podania antybiotyku, to cała nasza 6 tygodniowa praca poszłaby w błoto.
Zatem w te pędy najpierw do dietetyczki, potem do lekarki. Koniec końców okazało się, że na leczenie zupełnie naturalne jest już lekko za późno i trzeba było zacząć to wtedy, gdy spadła odporność, czyli przy pierwszych objawach z temperaturą na czele. Ale nie jest źle, bo w sumie osłuchowo jest gites, wszystko siedzi "u góry", jest infekcja gardła, krtani, nochala, generalnie górnych dróg oddechowych. Zalecono kontynuowanie nebulizacji ( zaczęłam sama , gdy zobaczyłam co się kroi) i syrop dla diabetyków + dieta. Z syropu zrezygnowałam, zrobiłam gościowi syrop homemade z cebuli, goździków i ksylitolu, z odrobiną miodu ( po czym przypomniałam sobie, że miodu nie może :) ). Do tego zgodnie z zaleceniami dietetyczki ograniczyłam ponownie owoce, poza sokiem 100% z malin  i z dzikiej róży, wzbogacony dodatkowo witaminą C, na bezglucie i bezcukrze już jesteśmy, więc nie ma co ograniczać. Bezmleczna dieta również panuje, więc to też mamy z głowy. Potomek codziennie popija zioło :) ( miks prawoślazu, bzu i lipy) i na razie na czas infekcji zostajemy przy olejku z oregano i żywności przeciwzapalnej i przeciwbakteryjnej.
Sama zadecydowałam, że zasuplementuję acerolę.
Probiotyk oczywiście idzie pełną parą, co najlepsze.. okazało się, że ten, który brał do tej pory zawiera składniki mleczne !! Nie zauważyłam drobnego druczku czytając skład - klasyk. Wymieniliśmy go na Solgar.
Ale nic to.. z dnia na dzień jest coraz lepiej. Może nie zdechnie do końca :) Trzymajcie kciuki !!

Następnym razem od razu przy pierwszych objawach będę jechać z koksem ( naturalnym) bez zastanawiania się czy to już ten moment, czy może jeszcze poczekać - nie wiem na co zresztą :)
No i koniecznie muszę się zaopatrzyć , szczególnie na zimę, w domowe przetwory z malin. Matką wariatką jestem dopiero od 6 tygodni, więc malin bez cukru u mnie w spiżarce nie znajdziecie. Ale własnie rozpoczynam produkcję konfitur truskawkowych, naturalnych, bez cukru i żelfiksów, więc przyjdzie i czas na maliny , potem borówki, jabłka... Będzie się działo !
Żałuję, że przegapiłam etap chwastów ;-) Mogłabym wykorzystać jeszcze mniszek czy bez. Trudno. Next time! <tylko w sumie, nie wiem czy krakowskie , smożaste bzy, mniszki i inne kleszcze, są najodpowiedniejszym chwastem leczniczym :) >

Robicie własne przetwory ?? Ja nigdy nie czułam takiej potrzeby. Szczytem szczytów było dla mnie zrobienie własnej mąki z kasz, ryżu czy innych ziaren/nasion. Dopiero 2 tygodnie temu dowiedziałam się jak się kisi domowe ogórki. Czasem pomagałam mamie, ale raczej moja pomoc ograniczała się do wpychania tego i owego tu i ówdzie :) Wstyd i hańba NIE GODNA prawdziwej matki polki . Czas się biczować, nie ma co :)
Może zarzucicie jakimiś swoimi pomysłami, co by matka po nocach w necie nie ślęczała szukając tych najbardziej odpowiednich :)



2 komentarze:

  1. szkoda z tym bzem :/
    ja zawsze suszę kwiaty na herbatę na przeziębienia

    OdpowiedzUsuń
  2. w przyszłym roku będę już mądrzejsza :)

    OdpowiedzUsuń