wtorek, 31 grudnia 2013

Potomkowe święta vol.2

Matka czekała na nie cały rok. Miały być świadome, prawie że dorosłe, być może nawet zapamiętane przez Potomka ( taaa :D ). Strasznie cieszyła się , że w całości zostaną spędzone u jej rodziców,  teściowe są cudowni, ale swoi to swoi, prawda :P ?
Dzięki swojej wspaniałomyślnej rodzinie matka mogła odpocząć - tak.. w święta też można odpocząć, niestety czyimś kosztem, ale jakimś dziwnym trafem wszyscy matki pożałowali ( wcale nie udawałam i nie błagalam o zrozumienie :) ) i pozwolili trochę odetchnąć. Wszyscy działali bardzo sprawnie, współpraca przebiegała wybitnie, muszę powiedzieć, że moja rodzina ma niezły dar kooperacji :)
Wigilię spędziliśmy kameralnie, choć warto wspomnieć iż  uczestniczyły w niej aż 4 pokolenia. Od najstarszego : ukochany Dziadek matki, Rodzice matki, czyli dziadkowie Potomka, rodzeństwo matki i matka z ojcem oraz Potomek. Chwila warta zapamiętania!
Potomek urządził bunt jedzeniowy, zatem nic oprócz ciasta nie zostało przez niego wchłonięte z wigilijnego stołu. Prosiliśmy, zachęcaliśmy, NIE- uparte To to nie wiedzieć po kim :D
Przeżył też swoich pierwszych w życiu kolędników ( w zeszłym roku o tej porze już dawno spał  ). Przyjął ich z należytym szacunkiem, tzn nie rozdarł się. To sukces.
Z wielkim zdziwieniem i zainteresowaniem ugościł także pierwszego w swoim życiu żywego Świętego Mikołaja :) Nie rzucił się mu na szyję, ale za to przybił piątala.
Fajne święta, szkoda, że nie było śniegu, było by bardziej świątecznie i nastrojowo! Może w przyszłym roku.. albo ostatecznie na Wielkanoc :P



Mikołaj zdaje się , zapomniał butów :P 




A to nasza domowa Gwiazdeczka i pomocnica Mikołaja :) 





niedziela, 22 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!

Kochani!! 
Z okazji zbliżających się Świąt, życzymy Wam z Potomkiem duuuuużo radości i odpoczynku. Świąt spędzonych w rodzinnej atmosferze, bo.. w rodzinie siła ! :) Wielu pysznych dań na świątecznym stole, trafionych prezentów ( jak najmniej skarpetek i rajstop :) ) , szczęśliwcom życzymy także dużo śniegu ! Nas niestety ten luksus ominie.
Zatem... WSZYSTKIEGO DOBREGO!!! Mam nadzieję, że dla wszystkich te święta na swój sposób będą wyjątkowe! 
Matka z Potomkiem 
Buziaki :)
A to nasza choinka, uboga dołem :) z wiadomych powodów. 

piątek, 13 grudnia 2013

Winowajczyni !!

No i mamy pierwszą "piątkę". I nie chodzi tu o ocenę, chociaż byłoby to ciekawe w wieku Potomka, a o kwestię uzębienia :)
Być może za jej to sprawką w naszym Pisklęciu ujawniła się szatańska natura? Któż to wie.... ;-)

Na choinkę będziemy jednak musieli poczekać. W przyszłą sobotę udajemy się na rodzinne ( taaaa.. po raz pierwszy w takim składzie) choinkobranie na farmę z drzewkami firmy Kone. Będzie wyżerka, trochę alkoholu (:p) no i PRZEDE WSZYSTKIM mnóóóóóstwo drzewek , które będziemy własnoręcznie rąbać :D No prawie własnoręcznie....

Nie mogę się doczekać !!! :)
Przydałby się śnieg...

Póki co matka z ojcem wybierają się dzisiaj na koncert. Matka idzie na Małasza, a ojciec na NoName. W co tu się ubrać, w co, no w co ?? Szafa jak zwykle w takich momentach pusta . Matka chciałaby wyglądać jak rasowa rockmanka, ale... pióra nie te ( powyłaziły, krótkie są i do d....), glanów już nie nosi, z wszystkich czarnych, szatańsko diabelskich ubrań wyrosła ;-) z biżuterii posiada tylko łańcuszki do smoczków :P (no doooobra... zakupiłam kilka branso u jednej zdolnej bestii <Gaami> więc biżu jest ! pokażę poniżej). Tak więc z rasowej groupie nici. No trudno. Przeżyję. Najważniejsze, że wieczorna muzyka nie będzie brzmiało znajomo "eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee", tylko też "eeeeeeeeeeeeeeeee" choć mam nadzieję, w innym kontekście.


piątek, 6 grudnia 2013

Do niegrzecznych też przychodzi Święty.

Po ciężkim dniu , mogę siąść i pisać. Luuuuuudzieeeeeee.... wychowuję Diabła Wcielonego !!!! I gdyby nie to, że sama kupiłam prezent, to nie uwierzyłabym, że do takich Ananasów może zawitać dziś Mikołaj.
Tak przy okazji, jak długo trwa bunt dwulatka i kiedy zamienia się w bunt trzylatka i czy w ogóle kiedykolwiek sobie odpocznę w obecnym życiu, czy muszę czekać na kolejne wcielenie ? ( daj Boże, jakiejś królowej czy celebrytki, bo za tego żywota wycierpię co swoje i za wszystkie czasy).

Tak więc od początku.
Potomek z dnia na dzień robi się coraz bardziej okrutny, a moja cierpliwość wiotczeje.
Ma jakąś dziwną fazę na "nie". Jedzenie "nie", picie "nie", zabawki "nie", książeczki "nie", gili gili ? "nie", a-kuku? "nie", "jedzie pociąg"? "nie" , spać ? "nie", spacer ? Leeeeci... to znaczy chyba, że tak (?). No to jak wyjdziemy , to wyciera nowymi fatałaszkami grunt.... wprost cudownie!
Dwa dni temu  w trakcie spaceru i przechodzenia przez przejście postanowił nagle, bez ostrzeżenia , położyć się na .. pasach drogowych. Zejdę z nim na zawał kiedyś. Wczoraj zaś upodobał sobie siedzenie na mokrym chodniku. Bezwładność jego ciała w takich momentach jest ogromna, do tego dochodzi ciężar tych wszystkich kubraków i kożuchów , które dzierży na swych barkach ON - Król Dzielni, że na prawdę ciężko ogarnąć sytuację w takich momentach, nawet tak zbudowanej matce, jak ja. Póki co, matce coś kiepsko idzie zrzucanie pozostałości pociążowych, a to już drugi rok leci :P w zasadzie zaraz będzie leciał trzeci. Do tej pory kupiłam 2 płyty Chodakowskiej, książkę, zasubskrybowałam kilka fit kanałów youtube, ale to chyba nie wystarczy. Widocznie trzeba się jeszcze poruszać. Fuck ! A to jest takie ciężkie, że na samą myśl się pocę. Poza tym, no umówmy się, Chodakowska, to ostatnia osoba, którą chcę oglądać po całym dniu z tym Pomiotem Szatana. Nie wiem, które mnie mocniej męczy. :)
Kiedyś matka myślała, że jak wróci do pracy, to będzie święto. Stęskniony Potomek będzie grzeczny wieczorami, przytulaśny, bezproblemowy, itd. No i jakże się pomyliła. Póki co, nie pracuje na pełen etat, ale w pracy wcale nie odpoczywa, a do tego jak wraca do domu, to czeka na nią dwóch głodnych facetów (a lodówka pusta), syf w gnieździe i Bóg wie co jeszcze. No przysięgam, że przestaje powoli ogarniać.
Zastanawiam się , jak to robiła moja mama? Troje dzieci, wiecznie sama, wszystko na jej głowie. Ale zawsze było co jeść i zawsze był porządek, przynajmniej względny. Pytałam ostatnio, jakim cudem to wtedy działało, na dodateko przy większym obciążeniu, a teraz, dzisiaj,  u mnie, już nie działa. Odpowiedź była następująca : "Wy byliście inni, no i nie było internetu!" :D Coś w tym jest!
Gdybym teraz nie pisała posta, mogłabym na przykład sprzątać zasyfioną kuchnię.


W każdym razie, wracając do tematu , bo zbaczam :) W tym roku Potomek został wyjątkowo obdarowany przez Mikołaja prezentem. Potomek wziął warunek i robi rok awansem. Studenci mogą, to i on da radę. Rozum matki twierdził, że nie zasłużył, ale serce podpowiadało inaczej :)
Póki co, Potomek nie bardzo wiedział , co dostał, bo i nie było okazji wypróbować prezentu, nie kuma też czaczy chyba jeśli chodzi o sam event. Tłumaczyłam mu wczoraj , co to jutro się stanie, kto przyjdzie , do kogo i dlaczego, i że jak będzie pięknie spał, to jutro spotka go ogromna niespodzianka ! No i nie wiem, czy mi zrobił na złość i dlatego nie spał, czy po prostu czaił się na świętego. W każdym razie wszyscy w domu chodzili rankiem z oczami na zapałkach.
Młode podeszło do prezentu ( sanki), uchyliło śpiworek, zasiadło i woła "eeeeeeeee"... Coż to może znaczyć , myślą rodzice? Młode : "eeeeeeeeee"....  "Podoba Ci się prezent, synku?" ....Chwila konsternacji... młode zlazło, wzięło sobie pilot , uruchomiło telewizję i zasiadło na sprezentowanym sprzęcie. Aha...zatem to chyba znaczyło : "E matka, zorganizuj kino!". 5 minut posiedział, poszedł...


Mieliśmy też dziś  wybrać się na przyjęcie mikołajkowe do restauracji Mamy Cafe , z prawdziwym świętym Mikołajem, ale nie dotarliśmy przez jednego jegomościa. Dopadł nas niejaki Ksawery. To ten sam, który wczorajszego wieczoru pomógł mi pozbyć się śmieci z balkonu. Ojciec Potomka złapał wczoraj lenia i wystawił odpady w 3 workach na balkon z zamierzeniem, że rano wstanie i wyrzuci po drodze. Matka tego nie znosi!!! Widzę te brudne i śmierdzące wory przez okno, nie mogę na nie patrzeć, drażnią mnie i jeśli Ojciec wyczynia takie cuda, to matka zamyka oczy i nie patrzy w tamtą stronę. Wczoraj Ksawery postanowił rozprawić się z nimi. Matka niby przejęta, ale w duchu uśmiechnięta, zaanonsowała Ojcu, że czeka go niespodzianka za murami gniazda. I ten biedak, na bosaka ( bo trzeba było już szybko działać i nie zdążył założyć kapcioszków :) ) , w tej wichurze, walczył z brudem dobre parę minut, bo gdy już witał się z gąską i domykał worek , Ksawery dla jaj <I love you K> rozwalał wszystko ponownie ! :) Co robiła matka? Trzymała drzwi , a jej dusza dochodziła wówczas do wniosku, że zemsta , choć niezdrowa, to słodka :D

Po drzemce udaliśmy się z Potomkiem na próbę generalną , żeby sprawdzić, czy damy radę w takich warunkach przemieścić się od parkingu w centrum do kawiarni przy Rynku. Szybko okazało się, że musimy wracać. Tak więc Mikołaja Potomek nie ujrzał dzisiejszego wieczoru. Szkoda. Chociaż znając mojego syna już na tyle dobrze, stwierdzam, że pewnie przestraszyłby się starego, nieogolonego dziada w czapce. Czy mam rację, przekonamy się już niebawem, bo w Wigilię :)
Oby tylko ten Mikołaj nie kazał się przeżegnać (znam ja takich Mikołajów co uwielbiają wydawać takie polecenia, stąd ta obawa) , bo Potomek wpadnie w szał, zacznie kręcić głową o 360 stopni  , a ogień zionie prosto z jego płuc. Potem będzie go bolało gardło i po co nam to ?! :)

A u nas właśnie sypnęło pierwszym śniegiem, więc może jutro z rana przetestujemy sanie :) Ciekawe co na to Potomek ?! 


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Zajęcia umuzykalniające

Sobotni poranek postanowiła matka urozmaicić o nowe doznania. Nie swoje. Potomka.
Spontanicznie ubrała Pisklę i udała się pod Wawel w celach edukacyjnych.
Nie.. nie chodziło o wycieczkę krajoznawczą, ani o pokazywanie dużegggooo smooooka. Chodziło o wizytę w Czułym Barbarzyńcy. Wiem, brzmi groźnie, ale teraz tak sobie myślę, że te dwa wyrazy idealnie odzwierciedlają Potomkową duszę :)
Ale do rzeczy.
Matka nie poszła tam ot tak, ani po to, żeby sprawdzić, czy Potomek identyfikuje się z nazwą i czy odnajdzie wewnętrzny spokój wśród swoich. Poszła tam, by umuzykalnić swe dziecię. Zajęcia prowadzone są przez Centrum Inicjatyw Artystycznych i Edukacyjnych "Słoń Dumbadi" i mają na celu zapoznać dzieciaki ze światem muzyki i dźwięków przez zabawę, rozwijać słuch muzyczny ( matce słoń <może nawet Dumbadi> nadepnął na ucho, więc liczy, że dziecko odziedziczy ten zmysł po kimś innym), wrażliwość ( tego  Potomkowi najbardziej brakuje, bo po matce nie ma co dziedziczyć w tej kwestii) oraz poczucie rytmu ( matka to ma ! juhuu! gorzej z ojcem :P ). "wszystkiemu towarzyszy ruch, który wyzwala energię i emocje dziecka". No i to by się zgadzało. Jeden Jaś jak zaczął ryczeć, tak ciągnął sopran przez 60 minut. Biedak. Za to Potomek swą energię skierował na ... dwa schodki, prowadzące na podest. Wchodził i schodził, wchodził i schodził, wchodził i schodził.. Jezuuu.. po co komu Chodakowska? Wystarczy Potomek.

Zajęcia dość fajne. Polegają na wzbudzeniu zainteresowania u dzieci dźwiękami, śpiewem, instrumentami muzycznymi ( na Naszego działało tylko walenie w bębenek). Takie trochę hmm.. śmieszne sytuacyjnie :) Ale daliśmy radę. Bo na przykład fajnie widzieć łysiejącego pana w czarnym odzieniu, chodzącego w kółko okrakiem niczym kowboj po zejściu z konia po długiej podróży, plumkającego i wydającego z siebie dźwięki "pa bam! pa bam bam bam !! " :D A wszystko po to, by ujrzeć uśmiech na buzi swojej 13 miesięcznej córeczki, również w czarnym odzieniu . Za to matka ( tej córki) w odróżnieniu od całej rodziny weszła.. cała na biało.
Nie mamy fot, bo nie było z nami wsparcia , a matka musiała ogarniać sytuację, mieć podzielną uwagę pomiędzy pląsami, plumkaniem i bieganiem po schodach. 
Matka się trochę na początku krępowała. Co się dziwić. Ani głosu, ani aparycji, ze śmiałością też różnie bywa. Potomek dziki, wiecznie rozentuzjazmowany, nadpobudliwy, a tu trzeba robić "pa bam plum" i do tego panować nad jakością wydawanych dźwięków, bo przecież wszyscy słuchają z uwagą, a tu .. no cóż.. Pan Bóg poskąpił tu i ówdzie :)
Koniec końców, udało się, przebrnęliśmy przez cały okres zajęć, a najfajniejszą atrakcją dla Potomka było huśtanie w rytm pabampów i tratatamtów w hamaku z kocyka. Jedne dzieci wypadały , inne rozdzierały japki ze strachu, a nasz Diobeł po prostu zakochał się w husianiu. Co dziwne nie było akurat, bo obok huśtawki spokojnie przejść się nie da na spacerze.
Ryczał jak skończyły się zajęcia i trzeba było opuścić hamaczek. Zbulwersowany przynosił kocyk z powrotem, kładł na ziemi, siadał na nim i wydawał z siebie dźwięki. Niestety nie takie, jakich nas uczono na tych zajęciach, jedynie standardowe "eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!". Jeden miły pan zlitował się nad matką i pomógł w opresji - złapał za drugi koniec i z matką pohuśtał.
Za tydzień ponoć jakiś koncert mikołajkowy , może się wybierzemy, fajnie tak w sprzyjających okolicznościach przyrody ( duuuuużo dzieci, nikt się nie bulwersuje) napić się kawy w Czułym Barbarzyńcy, powiedziałabym, że nawet spokojnie, mimo , że w samotności ( jako , że bez wsparcia). Bo Potomek zajmuje się w tym czasie innymi rozbójnikami i jest luzik i względny relaksik :)