środa, 19 marca 2014

Chwila spokoju ....

O matko... jak dobrze usiąść po tak długim czasie i mieć pewność, że jeśli zacznie się post, to będzie go można skończyć tego samego dnia. :)
Witajcie po długiej przerwie!!!!!!! Co u Was???
A u nas ....
Oficjalnie ogłaszam nasz domowy szpital za otwarty! Wczoraj uroczyście przecięłam wstęgę z czerwoną kokardką, gdy swym zgrabnym noskiem zaczął pociągać Potomkowy Ojciec. Już czuję, że to będzie kolejny piękny tydzień, jeszcze piękniejszy niż ten z rotawirusem. Ach.. Skąd tyle szczęścia na raz... no sami powiedzcie ! ?

***** no i to by było na tyle jeśli chodzi o piątkowy wieczór , gdy pisałam ten post :) ********

Musiałam oderwać się od pisania i zamienić się na chwilę z kurę domową. Czekało na mnie pranie - prozaiczna sprawa. Poszłam więc śmiało wieszać je na balkonie, gdy w tym samym czasie Ojciec P miał się nim zaopiekować. Powiesiłam, dumna i zadowolona, że wreszcie pogoda pozwala na rozstawienie suszarki na świeżym powietrzu. Rozmyślalam w tym czasie o wielu sprawach, odlatując myślami gdzieś daleko. Podchodzę do drzwi balkonowych.... ZAMKNIĘTE !! Ki czort???! Stukam, pukam, wołam "Halooooo". Cisza..... Nagle .... za winklem, przy drugich drzwiach prowadzących na ten sam balkon , słyszę jakieś pukanie. Podchodzę... Potomek. Stoi uśmiechnięty i bije sobie brawo , w przerwach stukając w szybę. Najpierw pojawiła się konsternacja...o co kaman?! Po kilku sekundach oprzytomniałam. Tak wiem.. wolno mi to idzie, ale po ciąży nic nie jest już takie proste i nawet mój mózg to wie. A w zasadzie, przede wszystkim ON.
Reasumując, dotarło do mnie, że zostałam uwięziona przez moje dziecko na balkonie. Zerkam przez dziurę w firance cóż się dzieje z Ojcem Potomka i czemu do cholery jeszcze go tu nie ma. Patrzę w strachu, spoglądam, wyginając śmiało swe ciało ( dobrze , że był już półmrok) i co ja do cholery jasnej paczę???? Wyciągnięte syry na łóżku wystające zza lekko uchylonych drzwi do sypialni!!!! Miał się bawić z dzieckiem, a polazł spać. Klasyk :) Tu, najpierw w mojej głowie, a potem na mych ustach, w niemym ułożeniu warg, pojawiło się kilka dość dosadnych wyrażeń, których publicznie nie powinnam ujawniać. A, że łaciną posługuję się dość sprawnie, to łatwo można się domyślić cóż takiego matka wykrzykiwała.
OK... nic tak nie pomaga jak spokój i opanowanie..... Zatem wzięłam kilka wdechów i postanowiłam uporać się z sytuacją. Stwierdziłam, że najprościej będzie zacząć od przekonania syna, że jednak warto jest wpuścić mamusię z powrotem do środka. Dialog przebiegał marnie. Potomek postanowił najpierw pobawić się w kuku , potem w chowanego ( znikł, przepadł, a ja miałam zawał), potem w machanie, puszczanie buziaczków, i samonagradzanie w postaci bicia braw, oklasku i splendoru . EXTRA! Na nic zdały się moje prośby, by okazał mi litość. Na nic stukanie w szybę i próby obudzenia Ojca.
W końcu matka postanowiła przypomnieć sobie kilka sztuczek, których nauczyła się od samego McGyvera dawno, dawno temu. Zaczęła rozglądać się dookoła szukając jakiegoś cudownego narzędzia, coś na zasadzie "Sezamie Otwórz Się", dzięki któremu znów mogłaby się znaleźć w pieleszach własnego M. Drugim okiem szukała jakiegoś miejsca do spania i czegoś do jedzenia. Może wreszcie trzeba będzie zjeść tę zupę, która stoi na balkonie od tygodnia ? :D
Strasznie chciałam wykorzystać umiejętności nabyte podczas oglądania serialu w młodości, ale jednak nic pomysłowego nie przychodziło mi do głowy. Jak wspominałam - efekt uboczny ciąży dotyka mnie do dnia dzisiejszego.
Nagle dostrzegłam, że Potomek zamykając mnie na balkonie nie przekręcił klamki do samego końca. Drzwi są rozwierano uchylne, zatem istniała szansa na pojawienie się w górnej jego części jakiejś szpary dzięki temu niedociągnięciu ze strony zamachowca. Nie myliłam się . Stałam tak przy tej dziurze szerokości 1 cm i wołałam imię mego męża przez dobre dziesięć minut. Prosiłam też Potomka, by poszedł łaskawie po tatusia. Nawet , wyobraźcie sobie, że poszedł. Tyknął go w syrę, ale ten tylko poruszył nią w górę i zaczął girą machać, dając do zrozumienia biednemu dziecku, że nie jest zainteresowany żadną formą kontaktu. Shit happens !
Po kilkunastu minutach Stary się obudził. Podchodzi do okna, odsłania firankę i mówi zaspanym głosem :
- "Po jakiego grzyba zamykasz się na balkonie?! Oszalałaś! "