wtorek, 8 lipca 2014

Ćwiczenia poprzez zabawę cz.1

Nasze pisklę , potocznie zwane Potomkiem, od jakiegoś czasu ciągane jest przez Matkę po wielorakich specjalistach i miejscach. Testujemy wiele rzeczy szukając najfajniejszego sposobu na wspomaganie rozwoju naszego dzielnego dwulatka. 
Bardzo wiele dała nam dieta. Poważnie! I gdybym nie doświadczyła tego na własnej ( a tak na prawdę Potomkowej) skórze, to nigdy bym nie uwierzyła, jak ogromny wpływ na rozwój dziecka ma sposób jego odżywiania. Ale informacjami dotyczącymi tejże sfery uraczę Was innym razem :) 
Dziś chciałabym opisać w jaki sposób ćwiczymy z Potomkiem w domu. 
Pokaże tylko część ćwiczeń, ale mam cichą nadzieję, że czas pozwoli mi na pokazanie wszystkiego tego, co tu wyczyniamy :) 


Pierwszą zabawą, którą od początku Potomek bardzo lubił jest ćwiczenie korygujące zaburzenia integracji sensorycznej, z którymi mamy lekki problem. Potomek nie używa równomiernie lewej i prawej ręki, posiłkuje się zazwyczaj tylko jedną, do tego posiada nadal symptomy wzmożonego napięcia mięśniowego, mamy też problem z chodzeniem na palcach wynikającym ze zbytniego pobudzenia i emocji. Zatem aby gościa "dostymulować" trzeba wykonywać pewne ćwiczenia. Bardzo fajnie sprawdza się w naszym wypadku zabawa przedmiotami o różnych fakturach, np kolczaste piłeczki, albo chodzenie po grochu czy fasoli ( u pani logopedy Potomek chodzi po specjalnych matach, ale w domu ich nie mamy). Kiedyś Wam pokażę , jak to robimy w naszym gnieździe, ale póki co zobaczcie jak ciekawie poprzez zabawę możemy ćwiczyć paluszki naszych maluchów. Każdy ma w domu chyba spinacze i foremkę czy pudełko , do którego można je przyczepiać ( można też użyć do tego zawieszonego sznurka). 



Za każdym razem nie obywa się bez szkód :) 

A potem sprzątanie, czyli odczepianie spinaczy z foremki i wrzucanie ich do środka. 


Dziś do południa bawiliśmy się także zwykłą ciastoliną. U nas to jest zabawa No1. Nic chyba nie zajmuje Potomka tak długo jak lepienie ciastek z Play Doh. :) A serce Matki cieszy się ogromnie, bowiem ową ciastoliną również ćwiczymy sensomotorykę, ugniatając ją, wyjmując małymi paluszkami z pudełek, 



......używając dwóch rączek jednocześnie do wykonania ciastek. 

..potem robimy rulonowe ubranko dla naszego tekturowego ludka :)...


....a potem miętosimy ciastolinę w dłoniach ....

i stopach.... <why not ??! :) o nie też dbamy . 

Na koniec sprzątamy : 

..... szukamy kolorystycznie pasujących do siebie elementów.... 
(dobieramy kolor ciastoliny do koloru wieczka na hasło "taki sam") 
Biedny , nawet nie wie jak bardzo w czasie tego ćwiczenia działa na swoją korzyść :) Ale na prawdę bardzo to lubi, bo to dzieć , który uwielbia splendor i pochwały, a za każde dobre dopasowanie kolorystyczne dostaje mnóóóóstwo dobrych słów , braw i uśmiechów :) 

..dalszy ciąg porządków...
<cudownie, że mogę się już tak wyręczać swoim dwulatkiem :) > 


W czasie zabawy poznajemy nowe faktury <szorstkie> :

sprawdzamy do czego jeszcze może służyć rura do odkurzacza, przy okazji ćwicząc równowagę.... 



A tak na prawdę, to cała ta zabawa kończy się zawsze w ten sam sposób :) 
Pozostawieniem broni na placu boju :

z podtekstem : "Weź se matka sama sprzątaj!" 

Ciao ! :) 

2 komentarze:

  1. widzę znajome spinacze :D tyle, że u nas WSZYSTKIE (!) już w koszu bo zakończyły w podobny sposób swój żywot ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) znam ten ból, kupuję cyklicznie raz w miesiącu nową paczkę :)

    OdpowiedzUsuń