sobota, 16 listopada 2013

Uczymy się samozasypiać.

Jakoż matka rzekła , tak i zrobiła. Dwie czapki czekają już na Potomka.
Pierwszą prezentuje sam Potomek :


Drugą sztukę mogę pokazać dzięki uprzejmości Krowy ponieważ model śpi  ( dzięki Bogu) :



Trzy dni z głowy, praca leży w odłogach, w domu syf, Potomek nigdy nie oglądał tylu bajek , co ostatnio... ale.... czapki na zimę są :D
Muszę jeszcze tylko podszyć je jakimś polarem, tu niestety będzie problem, bo kompletnie nie wiem jak się do tego zabrać :/ Wyjścia mam trzy:
1. wyrwę sobie włosy z głowy, obgryzę wszystkie paznokcie, zarwę kilka nocek, zwyzywam wszystkie przedmioty w domu , ale w końcu nauczę się szyć :) ( co będzie wielkim wyzwaniem i sztuką na skalę światową, ponieważ należę do osób, które nawet guzika nie potrafią przyszyć).
2. wezwę emergency, w tym przypadku Potomkową Babcię, która jest zdecydowanie lepsza w te klocki od matki.
3. dam komuś zarobić i zaniosę do profesjonalistki w tym fachu - krawcowej :)

Jeszcze nie wiem, którą drogę obiorę, muszę do tego dojrzeć, a dojrzewam dość długo, więc może na wiosnę zadecyduję co dalej.

Apropos spania, bo tak mi się własnie skojarzyło. Ostatnio przeżywaliśmy koszmarne noce z Potomkiem.  Nie wiem , czy to poszpitalna czkawka, czy rozpoczynający się bunt dwulatka, czy o co cho... To nie istotne. Trwa to od bardzo dawna, a po szpitalu się nasiliło, także pewnie wszystkie czynniki nałożyły się na siebie jednocześnie.
W każdym razie me dziecko postanowiło budzić się co godzinę i nie zasypiać przez minimum 40 minut. Tudzież rozpoczynać dzień o północy albo o 4 nad ranem ( wówczas czulismy wdzięczność, że darowal nam 4 godziny snu, taki hojny ten mój syn, po tatusiu). Nie muszę chyba pisać, jak bardzo podkrążone oczy miałam po tygodniu i opisywać swój trupi wygląd.
Mogę chyba już śmiało powiedzieć, że jestem dumna ze swojego talentu dydaktycznego ( a jednak) . Udało mi się bowiem nawrócić Potomka na odpowiednie tory , co zaowocowało nabyciem nowej , jakże cennej w życiu matki półtoraroczniaka, sztuki SAMOZASYPIANIA :) 18 miesięcy nocnych katorg,  530 poszarpanych pobudkami wieczorów, 12725 godzin zastanawiania się "dlaczego nie śpisz????/ dlaczego się budzisz??? " i ....... ta dam!!!!! Potomek nauczył się spać :)
Co prawda wciąż jesteśmy w trakcie kursu :) ale idzie nam coraz lepiej i każda kolejna noc jest o niebo lepsza od poprzedniej, każdy kolejny wieczór wspanialszy i w większym wymiarze dla matki, a Potomek z każdym kolejnym DNIEM jest coraz to bardziej wypoczęty i uporządkowany. A jedynym pomagaczem w usypianiu jest pozytywka - miś, nie ma już głaskania, miziania, trzymania się za rączki, itd..... I tak ma być! Trzymajcie kciuki, żeby nam się udało, bo to nowy cel w życiu matki .
Tak prawdę powiedziawszy, nasze ukochane i jedyne ( i nie wiem, czy nie na zawsze) dziecko nie było takie straszne. Nigdy go nie usypialiśmy na rękach, nie był też specjalnie wymagający, jeśli chodzi o kołysanki ( tu akurat się nie dziwię, wystarczy posłuchać czasem głosu matki, sama bym nie chciała, żeby mi tak wyto...ykhm... śpiewano ),  gdy był mały nie telepaliśmy wózkiem na boki, nie szukaliśmy magicznych sposobów na zasypianie. Jest typem wrażliwca, jeśli zbytnio podekscytował się w ciągu dnia , noce bywały ciężkie. Od samego początku ze snem był "jakiś" problem. Najpierw spał tylko tyle , ile karmiłam go własnomlecznie, więc pierwsze trzy tygodnie jego życia spędziłam ze stołówką na wierzchu przez 24 ha na de. W akcie bezsilności uciekłam do własnej matki, Potomkowej Babci, która pomogła ogarnąć kuwetę. Siedzieliśmy z Potomkiem na wiejskiej hacjendzie 3 miesiące, sytuacja została opanowana na tyle, że można było powrócić na krakowskie włości . Potem było cudownie , aż w 6 miesiącu Potomek się zepsuł. Wtedy zaczęłam pisać blog, więc nie będę się powtarzać, wszystko jest w archiwum :) I na chwilkę udało mi się ujarzmić ssaka, ale potem znów zszedł na złą drogę. Wtedy to jego ojciec wynalazł fantastyczny sposób na zasypianie, mianowicie podawanie mu ręki przez szczebelki łóżeczka. Już wtedy miałam wrażenie, że kiedyś ten "cudowny sposób" zemści się na nas, jednak było nam z tym tak dobrze, że funkcjonowało to do niedawna. Ale z czasem Potomek stawał się coraz mniej delikatny, ręce bywały podeptane, powyginane, pogryzione i podrapane. Trzeba było powiedzieć "stop", gdyż na dłuższą metę traciło to sens.
Marzyłam o chwili, gdy kładę Potomka spać, daję buziaka, wychodzę z pokoju i mam 4 godziny dla siebie, bez przerw na pobudkę, bez poświęcania ręki i poddawania jej Potomkowym torturom, ot.. taki  moment w ciągu dnia, kiedy można złapać oddech. Jeszcze nie do końca tak jest , jak sobie wymarzyłam , ale ręka ma się coraz lepiej, nie jest już pomagaczem. Potomek zasypia sam w łózeczku, matka póki co zbliżyła się do progu w drzwiach, może za tydzień będzie już za drzwiami :) Zobaczymy.
Aha.. no i skłamałam... mamy dwa pomagacze. Konik i .... smok. Dwa zwierzaki :) Ale smokiem zajmiemy się potem, na razie nie czuję się na siłach . Na samą myśl o tej trudnej akcji przechodzą przez me ciało dreszcze i oblewają mnie siódme poty :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz