Zauważyłam pewien schemat zachowań społeczeństwa.
Jeśli
rodzi się dziecko, przeważnie padają pytania : "Jak rodziłaś ?
Naturalnie czy cesarka?" (boshhh.. a coż to za pytanie?? to chyba moja
sprawa nie ? :) i nawet rozumiem, jeśli pyta ktoś z bliskich znajomych
czy rodziny, ale obca baba na placu zabaw???? nieeee, no dramat. )
Gdy dziecko jest troszkę starsze, najczęściej zadawanymi pytaniami są dwa: 1. "Jak śpi?", 2. "Karmisz jeszcze piersią?"
Gdy kończy rok : 1. "Chodzi już ?" 2. "Mówi już ??"
Czy
jak będzie miał 10 lat to będą pytać o oceny w szkole ???? A nie
przepraszam, za chwilę pojawi się etap : "Czy załatwia się do nocnika ?? "
I wiecie, wszystko spoko, tylko ile razy można odpowiadać na jedne i te same pytania, bez wyjątku ??
Może
powinnam to spisać? W końcu odpowiedzi również są takie same. I nosić
ze sobą , wyjmując kolejno odpowiednie kartki na padające pytania ? :)
A
już na łopatki kładą mnie miny moich niektórych rozmówców lub
wypowiadane z litością "ahaaa", wtedy gdy na każde z pytań odpowiadam
"nie".
Sytuacja ze sklepu , 3 tygodnie temu :
Stoimy sobie
z Potomkiem pod stoiskiem z pysznymi wędlinkami, podchodzi pan ze swoim
potomkiem, wiek.. na oko, 2 lata. Pan zagaja:
"- Tak Kamilku, będziemy teraz kupować wędlinki na kolację. Daj cześć chłopczykowi." Dzieciaki podają sobie rączki.
"-A powiedz chłopczykowi , kogo ty będziesz miał za dwa dni w domku??"
Matka wpada w konsternacje, sama jest ciekawa, w myślach zgaduje : pieska!!!
Potomek Matki Polki chyba nie zamierza posłuchać , co jego kolega ma do powiedzenia, no trudno, matka robi za dwoje.
"-No powiedz! no.... braa...braaa...."
Wiem~!!!! Odgadłam !!! Braciszka!!!!
"-Dzidzia" odpowiada chłopiec.
Myślę
sobie : cudownie! Uroczy widok, tata zajmujący się starszym dzieckiem ,
w oczekiwaniu na przyjazd kolejnego małego człowieka do domu, i taka
radość , aż bijąca po oczach z tego powodu. No super , na prawdę. I co
... ? czar pryska, bo.. ojciec zamienia się matkę :)
"-Ile ma ?" pyta wskazując na Potomka.
'-
15 miesięcy." Cisza, patrzy na mnie. Shit , chyba oczekuje, że zapytam o
wiek jego potomka. No więc pytam z grzeczności, chociaż tak na prawdę
średnio mnie interesuje wiek obcego dziecka.
"- 26 miesięcy. Jego mama karmiła go piersią do momentu zajścia w ciążę z drugim synkiem. Pani karmi jeszcze?"
No
i wtedy własnie wszystko mi opadło. Stoisko z wędlinami, obcy pan,
znamy się 3 minuty, a ja mam mu opowiadać o swoim mleku z piersi ?? :D
Na prawdę dość mocno zbierałam się wówczas spod lady.
Tego
typu sytuacji było na prawdę sporo, chociaż nigdy jeszcze nie zapytał
mnie o to mężczyzna. Ciekawe , czy jeśli na placu zabaw spotyka się
dwóch tatusiów to też o tym rozmawiają , jak długo i czy w ogóle ich
dzieci były karmione piersią, ile kup dziennie robią (dzieciaki, nie
ojcowie) i jak bardzo żona cierpiała przy porodzie?
Rozumiem, że
takie tematy poruszane są w gronie znanych sobie osób, nie widzę nic w
tym złego. Ale czemu do jasnej ciasnej mam się zwierzać z osobistych
spraw obcym ludziom? Dlaczego ode mnie tego oczekują formułując w ten sposób pytania? Nie mam z tym problemu w zasadzie, zwyczajowo nie
odpowiadam obcym ludziom, ale ciekawi mnie to zjawisko.
Kolejny temat wart poruszenia, to ingerencja obcych ludzi w opiekę matki nad dzieckiem , głównie na spacerach.
Dlaczego
obca babcia uważa, że źle ubrałam swoje własne dziecko , zatrzymując
mnie na chodniku, daje mi dobrą radę, żebym założyła czapkę na głowę
Potomka, a w ogóle, najlepiej żebym wróciła do domu, bo to nie jest
dobry dzień na spacer?
Dlaczego obca pani zbiera moje
dziecko z ziemi i bierze je na ręce, wygłaszając dość głośno jej własne
zdanie na temat dzieci siedzących na trawie? Chce się bawić na ziemi,
niech się bawi!
Dlaczego obca pani podnosi Potomka, gdy
się przewrócił lekko potykając, zupełnie bez płaczu, ot po prostu -
mała wywrotka podczas spaceru ? Przy czym patrzy na matkę wilkiem,
oceniając ją w myślach jako wyrodną, bo nie pobiegła dziecku na pomoc. A
no nie pobiegłam. Sam potrafi wstać przecież. Mamy to już opracowane do
perfekcji, on upada, wstaje, ja na niego czekam. Wszystko zajmuje nam
60 sekund. Pani zaburzyła nam schemat :)
W tym całym
ambarasie szczęściem jest to, że matka potrafi się odstosunkować od tych
wszystkich niepoprawnych jej zdaniem zachowań społecznych. W tym
względzie frustracja ją zdecydowanie omija szerokim łukiem, raczej
zawsze pojawia się uśmiech. Aczkolwiek musi przyznać, że posiada
bardziej wyluzowane koleżanki od niej , za co je bardzo ceni i czego się
od nich pilnie uczy :)
A na sam koniec fota z
przygody, która nas spotkała całkiem niedawno . Potomek złapał po raz
pierwszy swoją własną gumę w BoMobilu :)
No nie wierzę :)
OdpowiedzUsuńA w co nie wierzysz? :)
UsuńHahaha skad ja to znam...
OdpowiedzUsuńa no właśnie , klasycznie życie matki polki :)
UsuńKochana Matko, to był klasyczny podryw na dzieciaka!!!! ;)
OdpowiedzUsuńEeee chyba nie :) Gdyby tak było pan może wymyśliłby bardziej lotne pytanie :)I nie opowiadal o swojej żonie.
OdpowiedzUsuńJa ostatno byłąm w szoku jak stałam z wózkiem, w którym Mała spała i czekałam na męża bo wszedł po coś do sklepu, przechodziła pani, która zajrzała do wózka, pokiwała z oburzeniem głową bez jakiegokolwiek skrępowania i poszła. Byłam w takim szoku, że stałam i patrzyłam jak odchodzi, zastanawiając się co ją mogło tak zbulwersować...
OdpowiedzUsuń