piątek, 11 stycznia 2013

Tydzień "atrakcji"

Myślę, że ostatni tydzień głęboko zapadnie w moją (naszą) pamięć. Może nie chodzi o konkretne daty, ale o konkretne wydarzenia.
Niedziela - dzień Pański - mimo to matka postanawia zrobić porządek z kablami, uprzątnać mieszkanie, szczególną uwagę zwracając na przedmioty, które mogłyby stwarzać zagrożenie dla Potomka. Wydawało jej się, że wszystko ogarnęła...wydawało jej się ! :)

Poniedziałek - kocyk rozłożony, poduszki pod ławę wsadzone (zabezpieczenie hand made , które ma na celu zablokowanie wpełzania Potomka pod tenże mebel , czego konsekwencją jest uderzanie główką o spód ławy, cyklicznie i boleśnie, w rytmie disco. Czy moje dziecko chce mi coś powiedzieć???). Bujaczek, blokujący przesmyk między ławą i ścianą, przez który Potomek mógłby zwiać do przedpokoju, postawiony! Mata blokująca dojście do kwiatka - jest! Fotel blokujący przejście do kuchni i dojcie do kabli - na posterunku !Na pierwszy rzut oka, teren czysty i bezpieczny. Zatem Potomek ląduje na kocyku, dostaje zabawki, matka wygłasza prośbę, aby bawił się grzecznie i zabiera się za ogarnianie gniazda. Zbiera butelki z ławy, zmierza ku kuchni, aby dokonać dezynfekcji naczyń służących do karmienia. Czyniąc ten obowiązek zerka co chwilę jednym okiem na podłogę w pokoju dziennym. Sukces! Potomek posłuchał matki i grzecznie obczaja jednego z misiów, odkrywając z wielkim zaangażowaniem, że zabawka posiada metkę . Nagle matka słyszy dziwne harczenie. Zerka w stronę podłogi - Potomka brak, szybko wodzi oczami po pokoju szukając zguby. JEST! Ale co widzi? Jezusie Świebodziński - Potomek leży przy fotelu i ewidentnie czymś się dławi! Pęd ! Krzyk! Wszystko co stało na drodze matki do Potomka nagle się rozstępuje albo przewraca się uderzając w podłogę. Matka pędzi ratować dziecko! Wkłada palec do buzi Pisklęcia, żeby ocenić sytuację, niestety wpycha "to coś" jeszcze głębiej, Potomek ewidentnie sobie przestaje radzić z sytuacją. No to bach! Matka szybko odwraca gościa do góry nogami, klepiąc po pleckach. Niestety, to co pokazywano na szkole rodzenia w ramach kursu pierwszej pomocy , również nie przynosi pożądanych efektów! Niewiele myśląc, a może wlaśnie trzeźwo myśląc, matka chwyta dziecko za uda , trzymając Potomka głową w dół i próbuje wytrzepać przedmiot z niego , niczym ziemniaki z wora.... Trzy sekundy! Na ziemię wypada przedmiot oprawca! Potomek oddycha !! Żyje! Matka zapomina o zawale! Ufff... I co matka widzi ? Jej oczom ukazuje się kwadratowa, czarna podkładka filcowa ... Skąd na miłość boską??? Ano.... spod nogi fotela , jak się potem okazuje! Jak Potomek tego dokonał? Jak zdołał wygrzebać swoimi malutkimi paluszkami spod nogi ciężkiego fotela podkładkę? Zagadka tygodnia....do tej pory nie do końca ogarnięta przez matkę. Teraz łatwo mi o tym pisać, ale potrzebowałam tygodnia, żeby na spokojnie móc to przetrawić. Wniosek ? Trzeba przygotować teren bardziej precyzyjnie. Co też zostało wykonane. Przyznam, że zaskoczył mnie zbyt szybki jak dla mnie rozwój motoryczny mojego dziecka. Po ochłonięciu, otarciu łez i wytarciu czoła z potu, matka zebrala Potomka i udała się do najbliższego sklepu w celu zakupienia zabezpieczeń, a tak na prawdę chyba poczuła potrzebę pooddychania świeżym powietrzem po tym traumatycznym wydarzeniu. Teren znów będzie bezpieczny. Gniazdka zaślepione, narożniki opatrzone nakładkami, fotel i krzesła poza zasięgiem młodego członka rodziny.

Wtorek - badanie zagrożeń ze strony mieszkania - ciąg dalszy. Baczna obserwacja zachowań młodocianego terrorysty. Znów wszystko wygląda doskonale. Matka opanowała sytuację, czuje się dumna. Potomek zapomniał też traumę dnia wczorajszego. Udajemy się więc na rehabilitację, gdzie słyszymy ochy i achy na temat tego, w jak fantastycznie szybki sposób znika nam wzmożone napięcie i jaki cudowny wplyw mają wykonywane ćwiczenia! Wszystko pięknie.. tylko matka musi przyznać, że ostatnio w ogóle z Potomkiem nie ćwiczyła, zaniedbała się strasznie, ale to dlatego, że mały terrorysta podczas tychże ćwiczeń wydawał z siebie dźwięki tak bardzo drażniące ucho matki, że ta po prostu traciła cierpliwość. Aby uniknąć rękoczynów postanowiła , że zrobi sobie i Potomkowi urlop od ćwiczeń. Taki króciutki..kilkudniowy. Ekhm..no dobra - miesięczny.... :) Rano postanowiła jednak przećwiczyć młodego Pisklaka, żeby sobie i jemu przypomnieć , o co w tym wszystkim chodziło. Włożyła stopery do uszu i dawaj. Ryk, krzyk, darcie w niebogłosy. Ale trudno, nie ma zmiłuj, jak trzeba to trzeba. Wchodząc na rehabillitacje od razu uprzedziła panią terapeutkę, że dzisiaj Potomek ma ewidentnie zły humor i na pewno będzie bardzo prostestował podczas ćwiczeń. Jasne... Potomek przy pani rehabilitantce nawet nie pisnął!!! Był potulny jak baranek. Nie wiem, może rozpierała go duma po zasłyszanych pochwałach :) No w każdym razie, znów odpadło nam jedno ćwiczenie, akurat to, którego Potomek i matka najbadziej nie lubili, za to zostaly nam same  miłe czynności jak masaże, miziania, smyrania i takie tam :) Tak więc matka powraca znów na dobrą drogę i postanawia poprawę.

Środa  - wszystko wskazuje na to, że teren znów można nazwać bezpiecznym. Potomek, co prawda odkrył, że istnieją poziomy wyższe niż czubek jego głowy , a co najfajniejsze, na tych poziomach znajdują się rzeczy, które można ściągać. A jaki przy tym ubaw, gdy coś spada i dudni o podłogę !! Hmm... Matka znów ma znak zapytania nad głową. Trochę wysiłku włożyła w przeorganizowanie przestrzeni, nie mało wysiłku włożyła także w aranżację gniazda, szkoda byłoby to zmieniać, decyzja zatem zostaje podjęta prawie natychmiastowo. Czas rozpocząć tresurę :) Nadszedł moment, aby Potomek zrozumiał, co oznacza formuła  "nie wolno" wyartykułowana przez matkę dość stanowcznym głosem. Daję słowo ... mój pies był mądrzejszy od mojego dziecka. Po czterech powtórzeniach komendy załapał czego jego pani od niego wymaga. Natomiast Potomek, na wspomnianą sekwencję , odwraca głowę w stronę matki i rzuca złowieszczym uśmieszkiem powracając do wykonywania zakazanej czynności. Nieeeee! To nie na moją cierpliwość... to nie na moje zszargane nerwy!
Ale ok.. co nas nie zabije to nas wzmocni, matka nie lubi, gdy coś jej nie wychodzi, jest też bardzo ambitna, a więc postanawia wziąć się w garsteczkę, wrzucić luz w ramionka i przejąć kontrolę nad sytuacją. Spędza dużo czasu, przygotowując Potomka do życia i przeprowadzając ćwiczenia z komendą "nie wolno" :) Jedyny koszt jaki ponosi, to syf w mieszkaniu, którego nie ma czasu ogarnąć i lekko przypalony obiad. Sukces jest jednak coraz bardziej zauważalny, co dopinguje trenerkę do dalszych działań. Niestety.. wieczorem czar pryska. Po uśpieniu Pisklęcia, matka udaje się na relaks w łazience. W ciągu 30 minut Pisklę się budzi , interweniuje Ojciec Potomka. Matka słyszy , że chyba nie może sobie poradzić, początkowo zastanawia się, czy nie opuścić swojego azylu, jednak na zastanawianiu się kończy :) Po kolejnych 5 minutach sytuacja wygląda na opanowaną. W gnieździe znów nastaje błoga cisza. Po dokonaniu wszystkich czynności , mających na celu zachowanie przemijających już zresztą oznak młodości matka wyłania się z łazienki, niczym rusałka z wody, uśmiechnięta, zadowolona, zrelaksowana, można powiedzieć - wypoczęta. Zadaje pytanie Ojcu , spokojnie spoczywającemu na kanapie, co też takiego uczynił, że Potomek zamknął jadaczkę. Ojciec odpowiada, że podał mu resztkę mleka. Matka przyjmuje do wiadomości. Mija minuta. Matka ma przebłysk...zaraz... które mleko... którą resztkę ? Przecież dzisiejszego wieczoru nie została żadna resztka, gdyż Potomek najpierw wydoił stołówkę naturalną, a potem opróżnił stołówkę modyfikowaną do samiutkiego końca. Dopytuje więc Ojca o szczegóły. Ojciec odpowiada, że przecież matka przygotowała mleko i postawiła na komodzie koło łózeczka. Matka jeszcze chwilę myśli, a potem nagle wrzeszczy.... "TAK, ALE WCZORAJ !!!"......a wieczór zapowiadał się tak cudownie.....Tego , co się działo potem, nie będę opisywać, bo nie nadaje się to do publikacji. Nastąpiła dość nerwowa atmosfera, zaczęło się dopytywanie dr.Google o konsekwencję takich czynów, niektóre odpowiedzi nie były zbyt pocieszające. Nie wiadomo było, czy już się pakować do szpitala, czy może jeszcze poczekać, czy zrobić płukanie żołądka Potomkowi, czy może biczować siebie w ciemnym rogu pokoju za to nieodpowiedzialne zachowanie. Mineło ze dwie godziny, zanim Matka i Ojciec ochłonęli. Zaś Potomek nas zaskoczył -  smacznie spał. Była to pierwsza noc, kiedy przespał do 5 rano bez żadnej pobudki ! Postanowiliśmy co wieczór podawać mu skisłe mleko ! :) (żart). Następnego dnia Potomek zrobił kilka kup więcej i na tym skończyła się jego reakcja  na nieodpowiedzialne zachowanie jego szanownych rodziców. Biegunki nie było, wymiotów brak. Wygląda na to, że sytuacja znów zaczyna nosić miano "ogarniętej".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz