środa, 2 kwietnia 2014

Reorganizacja

Nie wiem od czego zacząć , żeby połowa z Was nie uznała mnie za totalną kosmitkę :)

Może zacznę od tego, że prawie 2 tygodnie temu byliśmy z Potomkiem u logopedy. Tak jak wspominałam, nie możemy się z nim ostatnio coś dogadać :) Potomek jest w tzw grupie ryzyka, ze względu na swojego ojca, który jest szczęśliwym posiadaczem wszelkiego rodzaju dys - dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i Bóg wie jeszcze jakiego "dys", on sam nie jest pewien, ale twierdzi, że dobrze nie jest :) Do tego dochodzi nam wzmożone napięcie  mięśniowe, które miał jako noworodek i które rehabillitowaliśmy do ukończenia 12 miesiąca życia.
Ojciecj Potomka do 3 roku życia nie mówił, potem się rozpędził tak, że niewielu było w stanie go zrozumieć. Pamiętam, że na początku naszej znajomości, po kilku minutach rozmowy telefonicznej, prosiłam, żeby jednak wysłał mi smsa, bo zrozumiałam tylko "Bo wiesz.... brbrrbikhrkhjrkhrkjrh".

Możecie sobie wyobrazić rozmowę.
-"Bo wiesz...hjfdhkhdfkjdkfj"
-Aha....
-"blfjadkajflksjflksdjfsldjflks"
-Oooo... Aha
-"ljdaljdlasjdlsdjflksdjfsdjkfsdkfjskd"
- No coś ty ?!
-"ljfsdjfsdjflsdjflsdflsfksdljf"
- Wiesz co .. nic nie rozumiem... jakieś zakłócenia chyba są.... napisz mi smsa!
Jeb słuchawką !!!
 :)

Z czasem on sam chyba zaczął mówić wolniej , starzeje się, wiadomo, każdy wtedy zwalnia. A może i ja nauczyłam się rozumieć ten bełkot, ot tak po prostu. Przy kontakcie twarzą w twarz nie miałam problemu, po prostu czytałam z ruchu warg ! :)
Chyba mnie zatłucze jak to przeczyta. Gdybym się nie pojawiała dość długo, to .. no wiecie.. mnie nie będzie, stary pojdzie siedzieć , a Potomek zostanie sierotą.. Słabo... ! Ale brnę dalej, co  mi tam :D

Pozostałe dys- chyba mu jakoś specjalnie życia nie utrudniają. Jest inżynierem, więc poematów nie pisze, błędy poprawia mu Word. Liczyć? Już dawno nic nie liczył poza pieniędzmi na koncie, a w zasadzie ich ulatywaniem. Używa kalkulatora, więc ku mojemu nieszczęściu , nigdy się nie sztachnie.
To co ja zauważam na co dzień, to przekręcanie nazw własnych i niektórych słów. Czasem to śmieszne, chociaż może być też męczące, bo potrafi prosić mnie o nóż, a chodzi mu tak na prawdę o widelec i ni huhu nie możemy się dogadać :)

No w każdym razie zmartwiło mnie to, że Potomek ociąga się z mówieniem i miałam wrażenie, że 22 miesięczne dziecko powinno być trochę bardziej wygadane. Do tego dochodziła ogromna nadpobudliwość, agresja, brak koncentracji.  Potomek nie siedzi, nie odpoczywa, nie relaksuje się jak jego ojciec na kanapie. On jest wiecznie w ruchu, jadłby na chodząco, pił na stojąco przebierając nogami , zabawa na siedząco też jest beznadziejna.

Logopeda uznała nas za trudny przypadek. Kompletnie jej się nie dziwię. Potomek miał ciężki dzień wtedy, ale ostatnio ma ich dość sporo, więc dla mnie to nie było nic nienormalnego. Zaleciła wizyty co tydzień. Wstępnie orzekła, że mamy do czynienia z opóźnionym rozwojem mowy. Ale , że spoko - to nie tragedia. Na początek jednak trzeba opanować jego nadpobudliwość i kompletny brak umiejętności skoncentrowania się przez więcej niż sekundę na czymkolwiek, ponieważ w przeciwnym wypadku nie będziemy w stanie przeprowadzić terapii. Czyli etap pierwszy - tzw. behawiorka :)

W międzyczasie dzięki jednej dobrej duszy nawiązałam kontakt z inną duszyczką , która poradziła mi , żebym na samym początku ograniczyła cukier i kazeinę. I powiedziała jakie badania mogę zrobić, żeby wyeliminować przyczyny nadpobudliwości czy dekoncentracji . Powiedziała, że dzięki temu łatwiej będzie wyciszyć Borysa i przygotować do terapii i może behawiorka nie okaże się taka ciężka jak to zazwyczaj bywa. Aczkolwiek ja uważam, że jestem posiadaczką wyjątkowo rozpieszczonego elementu i wcale by mu to nie zaszkodziło. No, ale... pomyślałam "Wchodzę w to!".

Przypomniałam sobie, że dokładnie rok temu gościłam u siebie doradcę od laktacji, a w zasadzie była to pani, a więc doradczyni, która podczas luźnej rozmowy opowiadała mi o tym, czym się zajmuje w życiu poza sprawami dotyczącymi karmienia maluchów. Pani była dietetyczką, ale taką zafiksowaną na zdrowe żywienie. Sama jest na diecie bezmlecznej, bezjajecznej i bezglutenowej, czy jak mawia moja znajoma "bezglutowej" :D Z konieczności, nie z zamiłowania.
Wiedziałam, że wprowadzenie diety poprzedzone jest u jej pacjentów badaniami, w szczególności na nietolerancję pokarmową. U Potomka co jakiś czas pojawiają się jakieś wypryski, wysypki, cuda wianki, do tego wszystkiego próby wątrobowe, które robiliśmy w styczniu wyszły lekko poza normą. Myślę sobie "a co mi szkodzi, zadzwonię!" .

No i udałam się po poradę.
Pani dietetyk wstępnie powiedziała mi co mam zrobić  "na razie", a resztą zajmiemy się po wykonaniu odpowiednich badań w porozumieniu z lekarzem pediatrą, z którym ona współpracuje. No niech będzie.

Stanęło na tym, że będziemy się badać pod kątem nieproszonych gości, takich jak pasożyty i Candida oraz pod kątem nietolerancji pokarmowej, z racji tych wykwitów oraz tego, że Potomek w swej niedalekiej przeszłości przechodził nietolerancję mleka krowiego. Do tego w wywiadzie wyszło na jaw, że budzi się "w nocy koło północy", wierci w łóżeczku, przekręca, mamrocze w nocy, popłakuje przez sen albo budzi się z krzykiem nie do uspokojenia. Wiem, że na to mogą mieć wpływ przeżycia w ciągu dnia i nadmierna stymulacja np telewizorem, dlatego z elektronicznych pudeł powyciągaliśmy kable, żeby sprawdzić, czy jeśli nie ogląda tv to dalej pojawiają nam się problemy. Niestety pojawiają się. Nie uznajemy się za patologiczną rodzinę, chociaż bywało, że talerze fruwały :) ( no cóż.. dwa włoskie temperamenty). Dlatego też postanowiłam pójść za dalszymi radami.

Wykluczyłam sacharozę z jego diety, mleko krowie i produkty mleczne, kozie i w ogóle odzwierzęce. Nieproszeni goście gustują właśnie w takich produktach. Nie będę dziadom , jeśli są, urządzała imprezki kosztem własnego dzieciaka. No fuc...g way !
Własnymi ręcami przygotowuję mleka roślinne. Dziś np. kokosowe ( świetne do kawy , polecam!) :) Ograniczyłam gluten, z racji tego, że zachodzi podejrzenie, że może uczulać. Do wyników badań mamy go ograniczać, czyli np  fundować Potomkowi co drugi dzień totalnie bezglutowy. I tak się staram robić. Wszyscy tak jemy, cała Potomkowa rodzina trzyosobowa. Zakazane dla Potomka produkty wpierdzielamy nocą D:
Jest mi łatwiej gdy i my nie jemy przy nim tego, czego mu nie wolno. Przyznam, że ja przełykam niektóre rzeczy bez gryzienia, bo mi nie smakują :) ale Ojciec i Potomek całkiem się rozsmakowali w takim menu. Ojcu ostatnio podeszły bezglutowe kotlety mielone z indoooora. Twierdzi , że smaczniejsze niż tradycyjne. Dziś będzie bezglutowy schabowy , zobaczymy jakie wrażenie zrobi. A to dla mnie duży sukces bo moja połówka rodem pochodzi ze Ślunska i jego żołądek nie pała z natury miłością bezglutową, zatem cieszy mnie fakt, że udało mi się połechtać tę część wnętrzności mojego męża :)

Zaliczyłam już kilka porażek. Okazuje się bowiem, że z mąk bezglutenowych wychodzi jedno wielkie GIE bez względu na to, co chce z nich zrobić, bez użycia mąki z glutenem czy gumy "cośtam"  :) Ale i do tego dojdę , jeśli  będzie trzeba.

Ponadto , ograniczyliśmy tv i pochodne . I to jest nasz największy sukces! A Potomek też się dość szybko z tym pogodził. Nie pamiętam , kiedy ostatnio "chodził" tv w pokoju dziennym. Nie wiem co się dzieje na świecie :) Ale jakoś mi to nie przeszkadza zbytnio.

Po 2 tygodniach mogę napisać, że mamy nieco inne dziecko. Spokojniejsze, mniej agresywne, przede wszystkim  (wierzę) , że zdrowsze. Zdecydowanie lepiej śpi, chociaż wciąż w nocy koło północy zatacza kręgi w łóżeczku i mamrocze czy popłakuje.
Zostaje nam tylko do ujarzmienia bunt dwulatka, ale na to chyba nie ma recepty :) W przyszłym tygodniu zajmiemy się badaniami. Póki co skontrolowaliśmy jamę brzuszną ( byliśmy na usg) i wszystko jest ok, wątroba też. Więc jesteśmy spokojniejsi.

Na początku było mi żal Potomiastego. Bardzo! Nie mam dalej pewności, czy potrzebna mu taka dieta, ale uznałam, że nie zaszkodzi. Natomiast widząc poprawę własnymi , dużymi , czarnymi oczętami wiem, że dobrze zrobiłam. I już tego nie żałuję. Od braku cukru nikt jeszcze nie umarł. A mleko w każdej chwili mogę wprowadzić z powrotem jeśli okaże się, że to nie ono nam szkodzi. Potomek przeszedł detox, który oduczył go jedzenia wyłącznie białej bułki i serków homogenizowanych, chociaż podejrzewam, że przyzwyczajenie i wręcz uzależnienie od tych produktów jest na tyle jeszcze silne, że gdyby zobaczył taki serek czy Monte, to z pewnością oddałby za nie życie :) Nie mówiąc już o słodyczach, co uważam za swoją osobistą porażkę.

Wymyśliłam nasz własny substytut "serka". Gotuję i miksuję kaszkę jaglana z owocami i dziecię wpierdziela, aż się uszy trzęsą. Z równym zapałem co serek homo, czy inny deser.

Najbardziej ciężko mi z tym calym glutem. To białko wraz z kumplem cukrem są teraz wszędzie , w niemal każdym gotowym produkcie , czasem skrzętnie ukryte w składach, ale wprawne oko matki wszystko wyczai :) Niedługo zrobię doktorat z żywienia, jak babcie kocham.
Gdybyśmy musieli wyeliminować go całkowicie, to chyba sobie palnę, ale żyję nadzieją, że jednak los nas oszczędzi. :)
Niech się jeszcze okaże, że uczula Potomka jajko i już w ogóle będzie pełnia szczęścia w gnieździe. Ostanie się jeno woda i pieczywo chrupkie :)

No i przy okazji :
Macie jakieś pomysły na bezmleczny i bezcukrowy deser z tofu albo posiłek drugośniadaniowy czy kolacyjny ?





3 komentarze:

  1. Ojej... a zaczęło się od wizyty u logopedy... Pomysłów z tofu nie mam niestety żadnych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog Smakoterapia będzie dla ciebie inspiracją :)

    OdpowiedzUsuń