wtorek, 29 października 2013

Trudny czas :(

Ów czwartek okazał się dla nas bardzo tragiczny :( Rano rozbita głowa, wieczorem zaś wylądowaliśmy z Potomkiem w Dziecięcym Centrum Oparzeniowym w krakowskim Prokocimiu. Borys , podczas kilku sekund naszej nieuwagi wylał na siebie świeżo zaparzoną herbatę, ściągnął ją z blatu kuchennego. Jak i kiedy się tam znalazł - nie wiem :(
Zawsze starałam się uważać na szklanki, kubki  czy inne przedmioty, którymi mógłby sobie zrobić krzywdę. Starałam się nie stawiać nic w zasięgu jego rąk. Herbata też nie była w takim miejscu. Nie widziałam jak to się stało, ale musiał się mocno wspiąć na palcach, żeby dosiegnąć szklankę lub wspiał się po uchwytach szuflad podciągając się na blacie i zrzucił na siebie szklankę z herbatą zalaną wrzątkiem, odstaną przez jakieś 3 minuty, nie więcej :(
Jak wyglądały nasze kolejne godziny tamtego wieczoru  nawet nie chce opisywać....to co zobaczyłam na ciele mojego dziecka pozostanie w mojej pamięci do końca życia i szczerze napiszę, że nie wiem , czy kiedykolwiek uda mi się o tym zapomnieć.
Obecnie sytuacja jest w dużym stopniu opanowana, czekamy jeszcze na kolejną zmianę opatrunku, kiedy to dowiemy się, czy najciężej gojące się do tej pory rany goją się już lepiej, czy wydziela się martwica skóry. Jeśli się wydziela, to modle się o to, by była możliwość mechanicznego jej ściągnięcia, bez konieczności operowania, czyli przeszczepów. Lekarze bardzo ważą słowa i nie do końca można swobodnie czytać między wierszami. Mówią, aby czekać cierpliwie więc czekamy.
Na szczęście Borys nie doznał żadnego wstrząsu, ani z powodu wysokiej temperatury, ani z powodu chłodzenia. Okazuje się bowiem, że przy takich oparzeniach nie wolno chłodzić bardzo zimną wodą, tylko w zasadzie letnią, bo o temperaturze około 20 stopni. Mąż trzymał go pod prysznicem jakieś 10 minut, polewając zimną wodą, ale nagle Borys dostał drgawek , więc przestał go chłodzić.
Oparzenia są rozległe, ponad 20% , herbata wylała się na buzię, szyję, klatkę piersiową, brzuszek, ramiona, kawałek barków. tam gdzie wylała się bezpośrednio na skórę ( czyli buzia i szyja) wystąpiły oparzenia stopnia IIa, wygladają jakby mocno spaliło go słońce. Miejsca te świetnie się goją, gorzej z dolnymi partiami i barkami - stopień IIb. Tam poparzyła go w zasadzie tkanina. Miał na sobie body.  Ale jesteśmy dobrej myśli. Wierzę w to, że wszystko będzie dobrze i nasz maluszek wróci do nas szybko i nie będzie nic pamiętał.
Póki co, większość czasu w szpitalu musi spędzać sam. Wolno nam go odwiedzać w godzinach od 9 do 18 , nie możemy z nim zostawać na noc. Taka specyfika oddziału. Ma dobrą opiekę, wierzę , że jest w najlepszych rękach. Ciocie pielęgniarki i lekarka , pod której opieką przebywa ( chirurg plastyczny, pani dr Beata Stanek) są tak cudowne, że z powrotem uwierzyłam w naszą służbę zdrowia.
Borys znosi to bardzo dzielnie, pozwala wszystko przy sobie zrobić pielęgniarkom i lekarzom. Nie prostestuje, nie histeryzuje, uśmiecha się często i dużo gada. Sporo leży, przez pierwsze kilka dni przyjmował kroplówkę za kroplówką, nie wyrywał sobie wenflonów, był bardzo odważny, cierpliwie znosił wszystko co mu "fundował" szpital ! Do każdej zmiany opatrunku jest znieczulany przez anestezjologa, podawane są także środki przeciwbólowe dożylnie , do tego antybiotyk.

Dziś udało nam się go nawet ponosić , bardzo się stęskniliśmy za tym, zarówno my jak i on. Wtulał się w nas tak okrutnie mocno :( Podchodziłam z nim też do okna, chuchał na szybę i rysował sobie swoje bazgrołki paluszkiem :)
We czwartek kolejna zmiana opatrunku, wówczas okaże się , jak wyglądają te najbardziej wątpliwe rany i wtedy dopiero dowiemy się jaka droga przed nami. Mocno wierzę w to, że wszystko dobrze się ułoży i obejdzie się bez bardziej poważnej ingerencji w ciałko mojego malucha !

Trzymajcie kciuki proszę !!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz