poniedziałek, 20 maja 2013

Matka cukiernik !

Czemu ja się zawsze wpakuję w coś , w co nie powinnam !!!!!!???
Jak zwykle chciałam znów pokazać swoją polskość w świecie matek i postanowiłam sama, własnoręcznie upiec tort dla mojego kochanego Potomka na roczek, który to odbędzie się niebawem. Oczywiście zadanie potraktowałam bardzo poważnie, przygotowywałam się prawie miesiąc, czytałam o biszkoptach , sposobach na nieopadnięcie, kremach, masach, dekoracjach, barwnikach, smakach, masach plastycznych, obczaiłam chyba wszystkie internetowe sklepy dla cukierników. Zawzięłam się, bo przecież moje dziecko kończy roczek, a więc JA , Matka Polka powinnam własnoręcznie wykonać dla niego tort. Musi on być piękny, smaczny, niepowtarzalny, oryginalny, najlepszy na świecie !
Jakie szczęście, że postanowiłam odpowiednio wcześnie sprawdzić swoje umiejętności cukiernika ! Można chyba zaryzykować stwierdzeniem, że Matka zdolności plastyczne ma ,   co prawda ma też problem z kadrowaniem (o, tak ! tu przypomina mi się pewna bardzo zabawna historia z lat studenckich w czasie praktyk po pierwszym roku, ale muszę ją niestety ominąć, wtajemniczeni będą wiedzieć o co chodzi i obawiam się , że tylko oni będą uważali historię za śmieszną, no cóż.. trzeba by było tam po prostu być ! :P ) ale na szczęście umiejętność kadrowania  w tym przypadku nie była niezbędna. Rozpoczęłam więc przygotowania do before tortu. Przyszły mi barwniki, pisaki dekoracyjne, zakupiłam marshmallows'y , kilogramy cukru pudru, wynalazłam odpowiedni smak tortu, który będzie smakował wszystkim gościom , obejrzałam wszystkie filmiki na youtube, poczułam się "naumiana"  , nagle ozdrowiałam i dziś postanowiłam zabrać się do pracy. Założyłam fartucha ;-) No i wszystko, jak ta ostatnia naiwna, postanowiłam zrobić sama , od początku do końca. Dobrze, że chociaż nie przyszło mi do głowy siać zboże i rozdrabniać jego ziarno na mąkę !

 I dziś już wiem ! NIE, nie zrobię tego mojemu dziecku !!! Zamiast pięknego , wyrośniętego biszkopta wyszedł mi klocek z zapadniętym środkiem. Na pewno jest pyszny, ale no cóż... gdy wszystkie biszkopty stały w kolejce po urodę, on chyba skręcił nie tam gdzie trzeba i zagubił się po drodze. Pomyślałam sobie.. :"a ... co tam.. następnym razem na pewno wyjdzie lepiej!" Ale to niestety nie koniec. Krem wyszedł w sumie nawet niczego sobie. Zobaczyłam światełko w tunelu i postanowiłam dalej brnąć w tą farsę. Największe problemy zaczęły się przy wykonywaniu masy plastycznej. Jest 23, a ja pół kuchni mam w niebieskiej , klejącej się mazi, którą na prawdę ciężko oderwać od tego, do czego się przykleiła. W połowie odklejania mazi od mebli postanowilam wrócić do swych mistrzów w youtube i nagle okazało się, że nie mogę oderwać tego cholerstwa od rąk !!!!!! Pomogła woda, za to mój kran nie jest najszczęśliwszym przedmiotem w kuchni w chwili obecnej,  zmienił barwę na niebieską.. hmm jakby mu się tak przyjrzeć, to nawet mu do twarzy w tej dekoracji. Jak się można domyślić, część masy wylądowała w kanalizacji. Ale nie.. nie poddaję się ! Nie ja ! Przecież najważniejsze, że wykonam ten tort i te cholerne dekoracje sama. Douczyłam się na podstawie filmików jak ogarnąć powstałą kuwetę  i powróciłam do akcji.
Po pewnej chwili masa plastyczna zostala ogarnięta, lekko stwardniała , przyjęła 1,5 kg cukru pudru :P ( w przepisie jest podana troszkę mniejsza wartość :) ) , ale dzięki temu pozwalała się formować. Rozpoczęłam wałkowanie... niestety , ciepło, które się wytworzyło podczas tejże czynności, zepsuło całą moją misternie wykonaną dotychczasową pracę i wałek utonął w niebieskiej masie :/ Z tym też sobie poradziłam, to wszystko dla mojego dziecka, jedynego zresztą. Matki są w stanie zrobić na prawdę wiele :D Opanowałam kryzys i wałkując, wyobrażałam sobie siebie jako super gospodynię domową, piekącą ciasta dla siebie, rodziny i znajomych. Wyobrażałam sobie zachwyt wszystkich gości i dociekliwe pytania, jak to wykonałam, podziw, blichtr i oklaski. W myślach wędrowałam daleko w przyszłość, gdy przyjaciele zlecają mi wykonanie tortów dla swoich pociech, ojców, matek, mężów i żon. Czar prysł, gdy okazało się, że aby masa wylądowała na torcie, należy ją .. odkleić od blatu. No cóż .. za pierwszym razem się nie udało. Za drugim i czwartym też nie. Gdy wałkowałam masę po raz piąty okazało się, że chyba zbytnio stwardniała i już nie daje się tak fantastycznie formować i modelować. Postanowiłam więc dolać odrobinkę wody... Ja cię pierdzielę !!!! To był koszmar. Cała zabawa zaczęła się od nowa. Kleista maź zajęła swoimi mackami kolejne części kuchni...... Masa przyjęła kolejne 1,5 kg cukru pudru, a blat został naoliwiony resztkami oliwy z oliwek. Ale .. uffff... znów udało się ją rozwałkować. Niestety coś z proporcjami się podziało ( nie dziwota!! ) i w momencie kiedy przenosiłam ją na tort po prostu.. się rozpadła ......zaczęłam więc łatać dziury. Myślę sobie : tu troszkę przygniotę, tu naciągnę, tu nadmiar urwę, tam przykleję, będzie git!
 Aha! Siuuuur :D
Zamiast pięknej, delikatnej i gładkiej masy dekorującej tort , wyszła dziurawa płachta niechlujnie rzucona i dosztukowana na siłę. Popatrzyłam na to cudo , łzy stanęły mi w oczach, pocieszałam się, że moje dziecko i tak nie będzie wiedziało o co chodzi,a gościom mogę powiedzieć, że to celowy zabieg. Brnę dalej ? A jakże !!! Teraz kolej na misia . Przezornie, odłożyłam sobie część masy na tę figurkę wcześniej. Zrobiła się fajna, bardzo plastyczna, lekko przyschnięta, extra.. nadzieja wróciła !
Teraz droga Matko Polko musisz pokazać swój talent artystyczny. Wszystko w twoich zręcznych aczkolwiek grabiastych dłoniach. Jeśli miś się uda, to na resztę nie będą patrzeć :)
Lepiłam tego dziada chyba z 10 razy przez godzinę. Tak strasznie się starałam, ale za każdym razem przypominał inne zwierzę , i z pewnością daleko mu było do misia. Ostatecznie wyszedł jakiś przygrubawy prosiak .. niebieski ( dla niepoznaki rzecz jasna), z wielkim ryjem, mięśniem piwnym, wyłupiastymi oczami i przykrótkimi kończynami. Posadziłam gościa jednak na środku tegoż fantastycznego ciasta i.. zapomniałam, że pod spodem środek jest zapadnięty, tak więc dupa prosiaka zapadła się razem z wcześniej położona masą plastyczną we wspomnianą część ciasta i ugrzęzła . Wtedy wybuchłam śmiechem, bo cóż innego mi pozostało. Mój misterny plan nie wypalił. Nie mogę tego zrobić mojemu Potomkowi ! Zasługuje zdecydowanie na coś lepszego ! :) Na sam koniec przyszedł Ojciec, włożył prosiakowi w łapę wykałaczkę, urwał trochę plastycznej masy i wyciął z niej chorągiewkę, a do ust wsadził wymodelowaną fajkę. Potomku, moje dziecko kochane, mamusia przeprasza !!!!! Na szczęście nigdy tego paskudztwa nie zobaczysz, a tym bardziej nie zapamiętasz. Mamusia napisała już do pani, która specjalizuje się w tortach artystycznych, będziesz mieć najpiękniejszy tort pod słońcem ! Obiecuję ! :)

A teraz niech ktoś mi powie, jak ogarnąć ten syf w kuchni ?!
( może będzie na youtube :P  )

Matko Polko ODDAJ FARTUCHA !!!!

:( 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz