sobota, 2 marca 2013

zła matka :)

Matka ma coraz mniej czasu dla przemierzającego gniazdo o własnych siłach Potomka. Z wielu względów... najpierw trafiła się mała fucha, przed którą matka trochę się broniła, ale w rezultacie wzięła na klatę. Z pomocą przyszły babcie. Najpierw rodzona matka matki :) a potem ta nabyta , czyli w wolnym tłumaczeniu Teściowa. Nie wiem kim bardziej jestem zmęczona , babciami czy ząbkującym dzieckiem. Najgorsze, że obydwie nabrały chęci częstszych przyjazdów ... :) Oczywiście babcie są pomocne, nawet bardzo. Potomek je kocha po równo , do każdej wyciąga rączki, uśmiecha się od ucha do ucha. Niestety babcie rozpieszczają Potomka do granic możliwości. Nagle okazało się, że mamy w domu piszczącego niemowlaka, który jest najszczęśliwszym dzieckiem na świecie , ale tylko wtedy gdy jest na rączkach ! Matka ma chory kręgosłup, matka nie nosiła od urodzenia i nie zamierzała nosić Pisklęcia. Matka walczy o to, aby jej dziecko się naprawiło ! Jest ciężko ! Ale pocieszającym staje się fakt, iż Potomek chyba nie jest tak całkiem niekumaty jakby  otoczeniu mogło się wydawać. W lot pojął jak cudownie jest być na rączkach, ale daje się zaobserwować , iż zaczyna  powoli pojmować , że nie z matką te numery. Matka nosić nie będzie ! Postanowiła i będzie konsekwentnie trwała w swym postanowieniu !
Jak postanowiła, tak zrobiła. No i co z tego wynikło? Ano.. parenaście guzów i siniaków, ryk , piski, kompletne nie zrozumienie tematu, przynajmniej na początku :) Potomek po prostu podchodzi (raczkując) do matki, chwyta się jej nóg , i daj Boże jeśli matka nie ma dresów czy piżamy, bo wtedy Pisklę nie spada z kretesem i nie uderza głową w podłogę , ściągając jednocześnie matce gacie i pozostawiając ją w samych majtach na środku mieszkania. W wersji optymistycznej Potomek chwyta się spodni z paskiem, wstaje i próbuje dosięgnąć wyżej i wyżej, wydając przy tym niezidentyfikowane bliżej dźwięki.
Cóż matce pozostaje ? Ha!! Nie , nie ! Matka nie bierze wówczas na rączki, a przykuca i tłumaczy spokojnie swemu pierworodnemu, że mamusia kocha, że szanuje , ale głupia nie jest i Potomek musi to wreszcie zrozumieć ( mam nadzieję, że do 18tki zdąży) . Dostaje więc całusa, kiziu miziu i takie tam, i zostaje posadzony na ziemi , a za chwilę w jego rączkach ląduje jakaś zabawka, którą matka dziwnym trafem ma zawsze przy sobie. Alleluja! 5 sekund spokoju i zabawa zaczyna się od początku. Powtórka z rozrywki razy 50 tysięcy razy. Tak się dzieję tylko wtedy, gdy matka musi coś zrobić, np ugotować obiad , uporządkować gniazdo, itp. W pozostałych momentach przytulamy się, bawimy, pokazujemy oczko misiowi, naśladujemy "ihahaha" konika, jednym słowem wykonujemy kawał porządnej roboty :) To może matka jednak nie jest taka zła ?
Ostatnio będąc u pani doktor od rehabilitacji, dowiedziałam się, że muszę dać Potomkowi więcej swobody... Żesz psia kostka...8 miesięcznemu wówczas niemowlakowi swoboda?? Już ? W tym wieku ? A chodziło o to, żeby zaprzestać asekurowania gościa. Teoria pani dr mówi o tym, by nie asekurować zbyt przesadnie niemowlęcia, ponieważ nie nauczy się trzymania równowagi i klops będzie z jego chodzenia, co w naszym przypadku jest bardzo istotne. No to matka chyba za bardzo wzięła sobie to do serca, ponieważ dzisiaj zdała sobie sprawę, że Potomek codziennie grzmoci o podłogę tak, że mury się trzęsą :( codziennie zaryje buźką o panele :( na koncie mamy już trzy upadki z łóżka. Pierwszy z winy matki, która pozostawiła biedne dziecko na łóżku nie zdając sobie sprawy z jego nagle objawionej umiejętności turlania się. Drugi również z winy matki , która wzięła tak mobilne dziecko do łózka i nie obudziła się, gdy  podpełzło do krawędzi .. no i spadło. Trzeci raz  - wina ojca ( chociaż raz), który usnął z Potomkiem w łóżku nad ranem i nie zapobiegł zwiedzaniu przez młodzieńca okolic tzw. "nóg". Potomek leci na oślep.. nie patrzy na nic.. niczym opętany ! Czasem ciężko za nim nadążyć mimo zachowania przytomności umysłu, a co dopiero na śpiocha.  Tak wiem, tłumaczę nas, ale to na prawdę ogromny Wiercipiętek.
Do wora z nieprzyjemnymi wypadkami w domu możemy także wrzucić przytrzaśnięcie paluszków w drzwiach szafy przesuwnej oraz włożenie rączki przez Potomka pod drzwi, które sam sobie potem zaczął otwierać. Ale palce całe ! Twarda sztuka. Trochę strachu, mnóstwo płaczu, ale wszyscy żyją. Jednego dnia matka odkurzając zapomniała po skończonej czynności zabezpieczyć gniazdka. Dobrze, że znajdowała się w bardzo bliskiej odległości, dlatego, że Potomek chciał pokazać paluszkiem czarne oczko w kontakcie.
Z kolei dzisiejszy dzień też zapisze się jako jeden z tych nieszczęśliwych. Mianowicie Potomek zaliczył dziś aż trzy mocne upadki do tyłu, z czego jeden razem z krzesłem. No bo stoi sobie matka w pokoju, ojciec siedzi na kanapie, a młodociany przestępca buszuje po areale. Nagle dochodzi do szafki rtv , ojciec zabiera głos "Nie wolno ! ", Potomek niewiele sobie z tego robiąc, stoi dalej  i obija łapkami wyłączony telewizor. Ojciec więc , próbują nie stracić na honorze po raz kolejny wygłasza swoją dezaprobatę wobec zachowania swego syna. Chyba dotarło. Jednak nasze dziecko wychodzi z założenia, że dopóki czegoś nie sknoci to misja zalicza się do straconych. Tak więc udaje się w stronę krzeseł. Matka to widzi i okazuje niezadowolenie. Kiedy Potomek wspina się po oparciu coraz wyżej i wyżej matka jak mantrę wspomina słowa pani doktor "nie asekurować", a ojciec pyta matki "a w zasadzie, to dlaczego mu nie wolno?". I nagle łuuuuuup,  Potomek leci i teraz następuje slow motion : po kolei , najpierw matka, której woda wypada z rąk, rzuca się na pomoc dziecku, zaraz za nią w slooooooowwwww moooooootioooon ojciec łaskawie podnosi się z kanapy, no a potem w bardzo szybkim tempie upada krzesło.. "No właśnie dlatego!" ..... Matka nie zdąża na czas :( Potomek oczywiście spada na cztery łapy, nic mu nie jest pod względem fizycznym, ale psychicznie wymiękł. Krzesło, które z lekka go przygniotło spowodowało salwę łez , kupę krzyku, pisku i generalnie same nieszczęścia i to na godzinę przed snem... Co oznacza, że nocka nie nasza. Nasze Pisklę to strasznie wrażliwa jednostka. Goście, przejazd mpk, upadek - to wszystko wpływa  u nas dość jednoznacznie (negatywnie) na sen. Tak więc wypada mi już kończyć zwierzenia, gdyż czuję, iż moja kolejna doba za chwile się zacznie :) W gruncie rzeczy matce bardzo przykro, że nie panuje nad sytuacją na tyle, żeby obronić swojego Pisklaka. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że jeszcze przed nimi dziury w głowie po klockach drewnianych  ( matka takową posiada do tej pory :) <jest się czym chwalić ...> ) , blizny po spotkaniu z huśtawką, otarcia , siniaki, rany otwarte ( Jezusie Świebodziński) , ale wiadomo, że wolałaby tego uniknąć. Teraz oczekujemy na ściągnięcie przez Potomka karnisza ... nie to, żeby specjalnie. ale... Parę lat temu, kiedy ojciec Potomka był jeszcze niedoświadczonym inżynierem postanowił jako pan domu zawiesić karnisz. Rozrysował sobie wszystko w autocadzie, wymierzył ;-) narysował kropeczki, wywiercił dziury ryzykując przy tym życiem ( teść, mój rodzony ojciec, podarował mu wiertarkę, która niestety kopie prądem :) czy to na pewno przypadek ?? ) , wbił kołki, zawiesił karnisz. Tylko, że po paru latach i po kilku pociągnięciach przez Potomka zasłony okazało się, że chyba nam to cudo odpada. I dobrze z jednej strony, ponieważ matka przestała lubić tą rzecz :) Chętnie wymieniłaby na nowy. Suszy głowę ojcu Potomka, że to niebezpieczne, że trzeba coś z tym zrobić, nie wiem, dokręcić, przykleić.. matka się nie zna :) Póki co - nadal karnisz pozostaje w gnieździe. Oby matka nie wykrakała!
Dobranoc i spokojnego weekendu !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz