środa, 30 stycznia 2013

Nowe umiejętności

Potomek niebawem skończy 8 miesięcy! Chciałoby się rzec : "Kiedy to , do licha,  minęło ?". Ja nie wiem :) Wciąż mam w pamięci drogę do szpitala, pobyt w izbie przyjęć, gdzie wydawało mi się, że mam do czynienia z niepełnosprawnym panem doktorem, a tak na prawdę chyba on uznał mnie za niepełną sprytu, a może i nawet rozumu ( zabawna historia, muszę kiedyś opisać), chwile spędzone na sali przed i porodowej, kilka godzin bólu, ukojenie w osobie anestezjologa stojącego w drzwiach sali i małego , fioletowego kosmitę w białej mazi, którego dane mi było wyprzeć. Kolejny obraz jaki mi się przypomina, to mały człowiek w niebieskim body,  białej czapeczce i jasnych skarpetkach, wyglądający niczym smerf, którego przywieźliśmy do domu przygotowanego przez naszych przyjaciół na przyjęcie nowego członka rodziny i cudowny transparent "Witaj w domu Potomku" wiszący nad oknem w pokoju dziennym. I to by było na tyle miłych wspomnień :) Potem sielanka się skończyła, a zaczęło prawdziwe życie . Po trzech tygodniach "uciekłam" do Mamy, gdzie spędziliśmy z Potomkiem kilka miesięcy. W międzyczasie było jednak kilka miłych i wzruszających momentów, takich jak pierwszy świadomy uśmiech, pierwszy , świadomy chwyt grzechotki, itp. Pierwszego zęba niestety nie wspominam sympatycznie, głównie przez nieprzespane noce i ogólnorodzinne rozdrażnienie, aczkolwiek było chwilowe wzruszenie, nie będę kłamać :) Zaraz po nim nastąpił taniec radości, że wreszcie ( być może) te wszystkie cierpienia pójdą chwilowo w niepamięć i Potomek pozwoli matce odpocząć i odreagować ząbkowanie. Jakże się myliłam .... Ząbkujemy do dziś ( nawet matka ząbkuje, ponieważ ostatnia z jej ósemek postanowiła dotrzymać kroku dwójkom Pisklęcia i wyżynać się długo i boleśnie). Ale wracając... czas płynie szybko, bardzo szybko. Potomek rozwija się w tempie , którego matka nie daje rady chyba ogarnąć. Jednego dnia Potomek leży nieruchomo, a drugiego już fika koziołki. Tak było w minioną sobotę. Wyjeżdżając rano z domu (matka zostawiła Pisklę pod opieką ojca i babci) Potomek miał 4 zęby i potrafił pełzać , a także przyjmował od kilku tygodni pozycję czworaczą , jednak nie poruszał się na kolankach. Jakież było jej zdziwienie, kiedy po powrocie , wieczorem tego samego dnia, usłyszała, że jej dziecko ma już 5 zębów i potrafi raczkować!! Matka pomyślała "Świetnie, zapewne jutro wstanie i pójdzie, a w poniedziałek będzie można już założyć mu mundurek i posłać do zerówki!!". Hm.. jest wtorek wieczór, ale Potomek "tylko" raczkuje :) A więc wszystko w porządku  i znów idziemy znanym nam tempem.

Mamy jednak mały problem, chociaż myślę, że to bardziej problem matki niż Potomka. Otóż, naszemu bohaterowi chyba znudziło się karmienie mieszane i postanowił rzucić cycowy nałóg... buuuu.... a matka tak to lubiła... Lubiła te malutkie rączki, którymi Potomek się przytulał albo smyrał jej boczki, lubiła patrzeć jak Potomek otwiera swoją małą paszczę szukając jedzenia, lubiła obserwować jak mruży oczy , uspokaja się i zaczyna miarowo oddychać podczas jedzenia i jaką mu to sprawia przyjemność... No cóż .. kiedyś musiało to nastąpić.. szkoda! Chociaż w sumie, dobrze, że Potomek sam zadecydował w tej kwestii, bo gdyby miało to zależeć od jego matki, to pewnie karmiła by do 18tki :) (18tki Potomka, nie matki , bo jak wiadomo z matki już stara dupa jest i jej 18tka była dawno dawno temu, w małej, zadymionej spelunie o wdzięcznej nazwie VIVA! :) ).



środa, 23 stycznia 2013

Zmyła

A jednak Potomek nie bawił się z nami w kalambury. Potomek po prostu ma zapalenie gardła jako powikłanie po grypie. Do tego szmery w oskrzelach...Ekstra!
W każdym razie ,jesteśmy już po wizycie u naszej ulubionej pani doktor i wygląda na to, że powinno być już tylko lepiej. Dla matki ważne jest też to, że już nie stęka i nie jęczy :)

Wczoraj mieliśmy wizytę Babci i Dziadka , niby przypadkiem, ale akurat wizyta świetnie zbiegła się z ich świętem. Wręczyliśmy laurki, wszyscy szczęśliwi, ach i och ! :)

Laurki robiła matka własnoręcznie, miała fajniejszą koncepcję, ale czasu zabrakło ( w końcu kiedyś trzeba spać albo czytać "Greya"  :) ). A te które wręczyliśmy wyglądały tak :






sobota, 19 stycznia 2013

Trochę poza tematem aczkolwiek w okolicach

Matka nie pisze, ponieważ zatraciła się kompletnie w lekturze..soft porno.. Phi... tyle hałasu , a takie rozczarowanie :) Dla mnie to zwykłe romansidło. Nooo dobra.. może trochę śmielsze niż stare Harlquin'y. Mowa oczywiście o trylogii "Pięćdziesiąt odcieni" E.L. James. Mimo szczerej niechęci, bo tak kompletnie nie mam ostatnio czasu na nic, stwierdziłam, że trzeba wiedzieć o czym mówi pół kuli ziemskiej , no i niestety mnie wciągnęło. Tak wiec wracam do lektury.

Z ciekawostek - Potomek nas dzisiaj pięknie urządził. Chyba nie mamy gdzie spać i czeka nas albo kanapa w salonie albo podłoga .... Sama nie wiem co wybrać ?! Otóż , postanowił się pobawić z nami w kalambury... Po kąpieli i kolacji pięknie zasnął, po godzinie zaczął się wiercić... Tak źle, tak nie dobrze.. matka wpadła na pomysł, że może te jęki i stęki to znak sygnał, że coś boli Potomka. No to hop po nurofenik, raz dwa, podano. Tulenie, buziak , a teraz idziemy spać Potomku ! A gdzie tam... Wezwano więc Ojca na ratunek. Potomek coś zrzędzi, jęczy, znów stęka.. Rodzice siedzą i dumają... Niestety wszelkie dotychczasowe domysły kończyły się porażką. Pić nie, jeść nie, leżeć nie, siedzieć nie, spać.. zgadnijmy?.. nie! W końcu Potomek pokazał hasło! Po wszystkim Ojciec pokusił się na komentarz :"Synek, wiem! <Egzorcysta>!!" Tadam!! Brawo Tato !  I nie ! Nie chodziło wcale o kręcenie głową dookoła ( to robi mamusia, gdy się zdenerwuje.. oj tam :) ). Załatwił nas na cacy ... pokazał hasło, zrobił demolkę, pozostawił zapaszek i na szczęście poszedł spać..  O tso chodziii???? Nadal jestem w szoku... :/
Cholera.. a jak ja wysuszę materac????? W zimie.. ? Gdzie będę spać ? To głęboko niesprawiedliwe! Potomek śpi sobie w swoim świeżym i pachnącym łóżeczku , a my będziemy się gnieść w mokrym i zarzyganym łożu małżeńskim.. super!

W sumie to ciężki tydzień za nami. Grypsko pojawiło się w naszym gnieździe. Najpierw Stare Ptaszysko przywlokło nie wiadomo skąd zarazki, za chwile zaraziło się Młode Piskle no i masz... Najtwardsza sztuka zdrowa,  wiadomo -  prawdziwa Matka Polka , cyborg, którego nawet ptasia grypa się nie ima :) Ale przysięgam, że już ledwie to znosiłam, dwóch chorych mężczyzn pod mym dachem to stanowczo o 2 za dużo. Najpierw jeden chodził i skomlał , że umiera, że ledwie żyje, że już nie może i bardzo cierpi ( żesz jasna cholera...!!! zawsze działa to na mnie jak płachta na byka!!). No to potem drugi... jako , że mówić jeszcze nie potrafi to postanowił wystękać i wyjęczeć manifest, jak to bardzo cierpi i umiera.... I tak przez tydzień miała matka na głowie dwóch stękających. Pragnę odpoczynku! Ich choroby mnie wykańczają :) ( a tak poważnie, to tego młodego Pisklaka, to matce było tak szkoda.. udawała nawet, że cierpi razem z nim, żeby mu było raźniej :) chyba pomagało, bo się uśmiechał.. nie ma to jak współdzielenie bólu.. ehh.. mężczyźni....) . Strach się bać, co to będzie za parę lat!






piątek, 11 stycznia 2013

Tydzień "atrakcji"

Myślę, że ostatni tydzień głęboko zapadnie w moją (naszą) pamięć. Może nie chodzi o konkretne daty, ale o konkretne wydarzenia.
Niedziela - dzień Pański - mimo to matka postanawia zrobić porządek z kablami, uprzątnać mieszkanie, szczególną uwagę zwracając na przedmioty, które mogłyby stwarzać zagrożenie dla Potomka. Wydawało jej się, że wszystko ogarnęła...wydawało jej się ! :)

Poniedziałek - kocyk rozłożony, poduszki pod ławę wsadzone (zabezpieczenie hand made , które ma na celu zablokowanie wpełzania Potomka pod tenże mebel , czego konsekwencją jest uderzanie główką o spód ławy, cyklicznie i boleśnie, w rytmie disco. Czy moje dziecko chce mi coś powiedzieć???). Bujaczek, blokujący przesmyk między ławą i ścianą, przez który Potomek mógłby zwiać do przedpokoju, postawiony! Mata blokująca dojście do kwiatka - jest! Fotel blokujący przejście do kuchni i dojcie do kabli - na posterunku !Na pierwszy rzut oka, teren czysty i bezpieczny. Zatem Potomek ląduje na kocyku, dostaje zabawki, matka wygłasza prośbę, aby bawił się grzecznie i zabiera się za ogarnianie gniazda. Zbiera butelki z ławy, zmierza ku kuchni, aby dokonać dezynfekcji naczyń służących do karmienia. Czyniąc ten obowiązek zerka co chwilę jednym okiem na podłogę w pokoju dziennym. Sukces! Potomek posłuchał matki i grzecznie obczaja jednego z misiów, odkrywając z wielkim zaangażowaniem, że zabawka posiada metkę . Nagle matka słyszy dziwne harczenie. Zerka w stronę podłogi - Potomka brak, szybko wodzi oczami po pokoju szukając zguby. JEST! Ale co widzi? Jezusie Świebodziński - Potomek leży przy fotelu i ewidentnie czymś się dławi! Pęd ! Krzyk! Wszystko co stało na drodze matki do Potomka nagle się rozstępuje albo przewraca się uderzając w podłogę. Matka pędzi ratować dziecko! Wkłada palec do buzi Pisklęcia, żeby ocenić sytuację, niestety wpycha "to coś" jeszcze głębiej, Potomek ewidentnie sobie przestaje radzić z sytuacją. No to bach! Matka szybko odwraca gościa do góry nogami, klepiąc po pleckach. Niestety, to co pokazywano na szkole rodzenia w ramach kursu pierwszej pomocy , również nie przynosi pożądanych efektów! Niewiele myśląc, a może wlaśnie trzeźwo myśląc, matka chwyta dziecko za uda , trzymając Potomka głową w dół i próbuje wytrzepać przedmiot z niego , niczym ziemniaki z wora.... Trzy sekundy! Na ziemię wypada przedmiot oprawca! Potomek oddycha !! Żyje! Matka zapomina o zawale! Ufff... I co matka widzi ? Jej oczom ukazuje się kwadratowa, czarna podkładka filcowa ... Skąd na miłość boską??? Ano.... spod nogi fotela , jak się potem okazuje! Jak Potomek tego dokonał? Jak zdołał wygrzebać swoimi malutkimi paluszkami spod nogi ciężkiego fotela podkładkę? Zagadka tygodnia....do tej pory nie do końca ogarnięta przez matkę. Teraz łatwo mi o tym pisać, ale potrzebowałam tygodnia, żeby na spokojnie móc to przetrawić. Wniosek ? Trzeba przygotować teren bardziej precyzyjnie. Co też zostało wykonane. Przyznam, że zaskoczył mnie zbyt szybki jak dla mnie rozwój motoryczny mojego dziecka. Po ochłonięciu, otarciu łez i wytarciu czoła z potu, matka zebrala Potomka i udała się do najbliższego sklepu w celu zakupienia zabezpieczeń, a tak na prawdę chyba poczuła potrzebę pooddychania świeżym powietrzem po tym traumatycznym wydarzeniu. Teren znów będzie bezpieczny. Gniazdka zaślepione, narożniki opatrzone nakładkami, fotel i krzesła poza zasięgiem młodego członka rodziny.

Wtorek - badanie zagrożeń ze strony mieszkania - ciąg dalszy. Baczna obserwacja zachowań młodocianego terrorysty. Znów wszystko wygląda doskonale. Matka opanowała sytuację, czuje się dumna. Potomek zapomniał też traumę dnia wczorajszego. Udajemy się więc na rehabilitację, gdzie słyszymy ochy i achy na temat tego, w jak fantastycznie szybki sposób znika nam wzmożone napięcie i jaki cudowny wplyw mają wykonywane ćwiczenia! Wszystko pięknie.. tylko matka musi przyznać, że ostatnio w ogóle z Potomkiem nie ćwiczyła, zaniedbała się strasznie, ale to dlatego, że mały terrorysta podczas tychże ćwiczeń wydawał z siebie dźwięki tak bardzo drażniące ucho matki, że ta po prostu traciła cierpliwość. Aby uniknąć rękoczynów postanowiła , że zrobi sobie i Potomkowi urlop od ćwiczeń. Taki króciutki..kilkudniowy. Ekhm..no dobra - miesięczny.... :) Rano postanowiła jednak przećwiczyć młodego Pisklaka, żeby sobie i jemu przypomnieć , o co w tym wszystkim chodziło. Włożyła stopery do uszu i dawaj. Ryk, krzyk, darcie w niebogłosy. Ale trudno, nie ma zmiłuj, jak trzeba to trzeba. Wchodząc na rehabillitacje od razu uprzedziła panią terapeutkę, że dzisiaj Potomek ma ewidentnie zły humor i na pewno będzie bardzo prostestował podczas ćwiczeń. Jasne... Potomek przy pani rehabilitantce nawet nie pisnął!!! Był potulny jak baranek. Nie wiem, może rozpierała go duma po zasłyszanych pochwałach :) No w każdym razie, znów odpadło nam jedno ćwiczenie, akurat to, którego Potomek i matka najbadziej nie lubili, za to zostaly nam same  miłe czynności jak masaże, miziania, smyrania i takie tam :) Tak więc matka powraca znów na dobrą drogę i postanawia poprawę.

Środa  - wszystko wskazuje na to, że teren znów można nazwać bezpiecznym. Potomek, co prawda odkrył, że istnieją poziomy wyższe niż czubek jego głowy , a co najfajniejsze, na tych poziomach znajdują się rzeczy, które można ściągać. A jaki przy tym ubaw, gdy coś spada i dudni o podłogę !! Hmm... Matka znów ma znak zapytania nad głową. Trochę wysiłku włożyła w przeorganizowanie przestrzeni, nie mało wysiłku włożyła także w aranżację gniazda, szkoda byłoby to zmieniać, decyzja zatem zostaje podjęta prawie natychmiastowo. Czas rozpocząć tresurę :) Nadszedł moment, aby Potomek zrozumiał, co oznacza formuła  "nie wolno" wyartykułowana przez matkę dość stanowcznym głosem. Daję słowo ... mój pies był mądrzejszy od mojego dziecka. Po czterech powtórzeniach komendy załapał czego jego pani od niego wymaga. Natomiast Potomek, na wspomnianą sekwencję , odwraca głowę w stronę matki i rzuca złowieszczym uśmieszkiem powracając do wykonywania zakazanej czynności. Nieeeee! To nie na moją cierpliwość... to nie na moje zszargane nerwy!
Ale ok.. co nas nie zabije to nas wzmocni, matka nie lubi, gdy coś jej nie wychodzi, jest też bardzo ambitna, a więc postanawia wziąć się w garsteczkę, wrzucić luz w ramionka i przejąć kontrolę nad sytuacją. Spędza dużo czasu, przygotowując Potomka do życia i przeprowadzając ćwiczenia z komendą "nie wolno" :) Jedyny koszt jaki ponosi, to syf w mieszkaniu, którego nie ma czasu ogarnąć i lekko przypalony obiad. Sukces jest jednak coraz bardziej zauważalny, co dopinguje trenerkę do dalszych działań. Niestety.. wieczorem czar pryska. Po uśpieniu Pisklęcia, matka udaje się na relaks w łazience. W ciągu 30 minut Pisklę się budzi , interweniuje Ojciec Potomka. Matka słyszy , że chyba nie może sobie poradzić, początkowo zastanawia się, czy nie opuścić swojego azylu, jednak na zastanawianiu się kończy :) Po kolejnych 5 minutach sytuacja wygląda na opanowaną. W gnieździe znów nastaje błoga cisza. Po dokonaniu wszystkich czynności , mających na celu zachowanie przemijających już zresztą oznak młodości matka wyłania się z łazienki, niczym rusałka z wody, uśmiechnięta, zadowolona, zrelaksowana, można powiedzieć - wypoczęta. Zadaje pytanie Ojcu , spokojnie spoczywającemu na kanapie, co też takiego uczynił, że Potomek zamknął jadaczkę. Ojciec odpowiada, że podał mu resztkę mleka. Matka przyjmuje do wiadomości. Mija minuta. Matka ma przebłysk...zaraz... które mleko... którą resztkę ? Przecież dzisiejszego wieczoru nie została żadna resztka, gdyż Potomek najpierw wydoił stołówkę naturalną, a potem opróżnił stołówkę modyfikowaną do samiutkiego końca. Dopytuje więc Ojca o szczegóły. Ojciec odpowiada, że przecież matka przygotowała mleko i postawiła na komodzie koło łózeczka. Matka jeszcze chwilę myśli, a potem nagle wrzeszczy.... "TAK, ALE WCZORAJ !!!"......a wieczór zapowiadał się tak cudownie.....Tego , co się działo potem, nie będę opisywać, bo nie nadaje się to do publikacji. Nastąpiła dość nerwowa atmosfera, zaczęło się dopytywanie dr.Google o konsekwencję takich czynów, niektóre odpowiedzi nie były zbyt pocieszające. Nie wiadomo było, czy już się pakować do szpitala, czy może jeszcze poczekać, czy zrobić płukanie żołądka Potomkowi, czy może biczować siebie w ciemnym rogu pokoju za to nieodpowiedzialne zachowanie. Mineło ze dwie godziny, zanim Matka i Ojciec ochłonęli. Zaś Potomek nas zaskoczył -  smacznie spał. Była to pierwsza noc, kiedy przespał do 5 rano bez żadnej pobudki ! Postanowiliśmy co wieczór podawać mu skisłe mleko ! :) (żart). Następnego dnia Potomek zrobił kilka kup więcej i na tym skończyła się jego reakcja  na nieodpowiedzialne zachowanie jego szanownych rodziców. Biegunki nie było, wymiotów brak. Wygląda na to, że sytuacja znów zaczyna nosić miano "ogarniętej".

piątek, 4 stycznia 2013

Witamy w Nowym Roku.

To, że Potomek się zepsuł i przestał byc idealny, to już wiemy... ale teraz dowiemy się, że i matka się zepsuła i na pewno nie jest idealna. A tak bardzo chciała być ! Ale życie ją przerosło. Żyje resztkami cierpliwości, jest o krok od wyrwania sobie wszystkich włosów, obgryzienia wszystkich paznokci i tłuczenia łysą głową w ścianę lub kaloryfer :) Już nawet grozi Potomkowi, że zemści się za te "wszystkie guzy i siniaki" (pamiętacie ten "przebój" Dżipago :) ? )Potomek refren już zna ! Za kilkanaście lat, kiedy Potomek odkryje jak to świetnie jest pospać sobie rano, jak cudownie przytulić głowę do podusi, przykryć się ciepłą kołderką i oddać się w objęcia Orfeusza , z premedytacją będę go budzić o 4 nad ranem, przysięgam !! Zemszcze się !!
Żeby dalej pokazać wielką krzywdę matki :) trzeba nadmienić, iż Potomek osiągnął kolejny szczebel w swojej niemowlęcej karierze i rozpoczął przemieszczanie się. Czołga się jak żołnierz w okopach. Niby śmieszne, niby urocze, niby na tyle cudowne, że pokusiliśmy się o urządzenie zawodów Potomkowi (czy szybciej doczołga się do pilota czy komputera :) ), a jednak wykańczające. Nie ma juz takiej możliwości, żeby zostawić go samotnie w jednym pomieszczeniu i spędzić 5 minut w innym. Już są pierwsze guzy. Do tego Potomek ma jakieś dziwne zamiłowanie do kabli. Nawet nasz pies sobie je odpuszczał jako szczenię, wolał gryźć ściany. Nie przeżyliśmy tego z czworonogiem, to przeżyjemy z Potomkiem. Uwielbia gryźć kable.... pół biedy jeśli to kabel telefoniczny.. gorzej jeśli jest to np kabel od włączonego odkurzacza, za którym Pisklę podąża z taką zażartością i opętaniem, że dawno nie widziałam kogoś tak nawiedzonego :)
W dzień orka, w nocy harówka ....cudowny nowy rok, świetnie że wpadłeś . Ale spadaj już na bambus i pozwól mi się wyspać :)